wtorek, 4 grudnia 2012

"Grubasy"* są wśród nas.




Temat bardzo na czasie! Wszyscy w jakimś stopniu o tym mówią. Jesteśmy otoczni okładkami gazet, na których jest mnóstwo chudych (w drodze wyjątku jedynie szczupłych), zrobionych w Photoshopie kobiet. Panuje jakaś taka bardzo dziwna moda na „szkielety”.
Na pewno każda z nas (bo mówię tu głównie o kobietach) nie raz, nie dwa stawała przed lustrem i... no właśnie. Hmm... Brzuch za duży, piersi za małe, cellulit na udach. Które też są za duże! Wszędzie coś nie tak.
Faza załamania, ubolewania nad własną figurą jest bolesna, ale krótka. Potem następuje etap sprawdzania. Pytamy znajomych, rodziny. A choćby nawet zaprzeczali, że przybyło nam 2 kg to my i tak wiemy, że wyglądamy STRASZNIE. Nasza samoocena gwałtownie spada. Nie mamy się w co ubrać, narzekamy, jojczymy, lamentujemy. Dołujemy się i co później? Zjadamy coś słodkiego (dobra czekolada omnomnom) na zły humor. I koło się zamyka.
Wszystko byłoby do przeżycia gdyby nie "zabawni znajomi". Znacie takich? Może sami nimi jesteście (choć nie oszukujmy się, że każdemu się zdarza ;)). Zazwyczaj rzucą jakąś WIELCE ŚMIESZNĄ uwagę. O figurze, o wyglądzie, o ubiorze. Nie złośliwie, to po prostu taki sposób bycia. Nie ma w tym nic złego, jeśli nie robimy krzywdy drugiej osobie.
Rzecz w tym, że mamy dwa rodzaje "grubasków". Takie osoby, które mają dystans do siebie i takie które nie mają.
Pierwszy rodzaj - ludzie, którzy umieją się śmiać z siebie! Może i wiedzą, że trochę tu trochę tam za dużo, ale czemu mają się tym przejmować?! Przecież w życiu mamy wiele innych, ciekawszych powodów do zmartwień. Ten typ wszyscy kochają, za uśmiech, za podejście do życia. I to jest piękne.
Drugi rodzaj- nie wiem czy mogę opisać bo się zaraz obrazi.

No więc po całej aferze mamy postanowienie: ZACZYNAMY się ODCHUDZAĆ! Mówimy o tym wszystkim dookoła. Mamy bardzo dużego powera! „Tak, zrobię to, uda mi się.” Szukamy ćwiczeń, planujemy sobie dietę. I owszem, pierwsze dni są znośne. Przestrzegamy swoich zasad. Ale po mniej więcej tygodniu zaczynamy trochę zapominać, żyjemy szybko nie mamy czasu jeść regularnie. Usprawiedliwiamy odstępstwa od wyznaczonych sobie zasad. I ten nasz „kodeks” się rozłazi... 
Co zrobić, żeby   tak się nie stało? Żeby rzeczywiście nam wyszło?

  • Rozpisać sobie plan na cały tydzień i nie tłumaczyć się, nie wprowadzać „wyjątków”;
  • Znaleźć ćwiczenia łatwe, proste i przyjemne, a jednocześnie efektywne;
  • Poprosić bliską osobę o wsparcie!
  • Pić dużo wody;
  • Ograniczyć słodycze;
  • Ruszać się!


Myślę, że każdy może być piękny (choć piękno to pojęcie względne). Bez względu na figurę, wiek czy wzrost.
Jeśli coś nam w sobie nie pasuje zawsze możemy to zmienić!

(Na poparcie moich słów możecie poznać historię Kamili na jej blogu :
wiara-walka-wygrana.blogspot.com)

A puentując:
na zaczepkę kumpla z ławki „Myślisz, że zmieścisz w to swój tłusty tyłek?” zamiast się fochać,
lepiej odpowiedzieć „zdziwiłbyś się ;)” i się uśmiechnąć.



*Gwoli ścisłości nie mówię o ludziach z chorobami, bądź z otyłością z powodów zdrowotnych. Tylko o dziewczynach ważących 60 kg i gadających o odchudzaniu!



5 komentarzy :

  1. Facet nie pies na kosci nie leci :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Facet nie sikorka, na słoninę również nie poleci :)

      Usuń
  2. Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że pisał to ktoś z kompleksami... ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam wrażenie ze cierpisz na syndrom kolegi z ławki :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja sam mam taki problem i ważę 120kg i mam dopiero 13 lat

    OdpowiedzUsuń

Dziękujemy za wszystkie komentarze!

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...