wtorek, 15 kwietnia 2014

Sentymenty

Czasami tak jest, że jakiś człowiek odchodzi z naszego życia. Jest nieduża szansa, że się w nim ponownie pojawi; często nawet już całkowicie tracimy z daną osobą kontakt, nawet taki cześć-cześć. My sobie na nowo układamy codzienność - znajdujemy nowych przyjaciół, lepszego partnera. Jesteśmy szczęśliwi i powoli zapominamy. W pewnym momencie czujemy się już uwolnieni od danej osoby i wtedy...


Wtedy coś wraca. Zobaczymy ją na ulicy, skojarzymy sobie z nią coś. Czasem bardziej bezpośrednio się z nią zetkniemy, a nawet jednoznacznie. Jakoś tak pojawi się w naszej głowie, zmąci myśli i sobie trochę zwykle posiedzi, doprowadzając nas do rozstroju emocjonalnego i wątpliwości, których nigdy nie powinniśmy nabrać.

Nikt nie jest ex bez powodu. Ani przyjaciel, ani przyjaciółka; ani chłopak, ani dziewczyna. Jeśli ktoś został zdegradowany do "były", to zapewne wydarzyło się coś, co sprawiło, że dwie osoby znalazły się w sytuacji, z której nie było odpowiedniejszego wyjścia na tamtą chwilę. A że ludzie rzadko się zmieniają, to na obecną zapewne również. 
Nikt nie zrywa przyjaźni ani związku przez swoje widzimisię. 

Powody mogą być różne. Zwykle obserwuję "po prostu" niedopasowanie dwóch osób. Jedna drugiej wyrzuca jej złe nawyki albo niefajne zachowania. Za dużo pijesz, ciągle siedzisz z kolegami, nie widzisz świata poza swoją dziewczyną, jesteś samolubny, zaborczy, zazdrosny, za rzadko robisz pranie, niedostatecznie się mną interesujesz i tak dalej, i tak dalej. Lista wad jest tak długa, że nie zdołałabym jej tu całej wypisać.

Na szczęście te dwie osoby często dochodzą do prawidłowego wniosku, że nie ma co się męczyć i dają sobie spokój. Znajdują nowych przyjaciół czy nowych partnerów. I wszystko idzie tak, jak powinno.

I wtedy właśnie to "coś" wraca. Razem z uczuciem "było fajnie", "to było wyjątkowe". Wracają miłe wspomnienia; wspólnie spędzone dni, szerokie uśmiechy na twarzach. I nagle przestaje się liczyć to, co jest teraz. Że w zasadzie czujemy się szczęśliwi, ba, często szczęśliwsi niż wtedy! Że niczego nam nie brakuje, bo obecni przyjaciele nie zawodzą i nie trzeba się z nimi użerać, a nowy partner jest chodzącym ideałem. Przestaje się liczyć to, że teraz jest nowa codzienność, która nam przecież pasuje i nie raz, nie dwa cieszyliśmy się, że złe chwile są już za nami.

Niektórym po prostu jest w takich chwilach smutno. Bo coś zakuło, coś zabolało. Stara rana się otworzyła, zrobiło się nieprzyjemnie. To jest normalne. Zawsze z żalem wspominamy dobre momenty, które musiały przeminąć. Nigdy jedna rzecz się nie powtórzy dwa razy w identyczny sposób. Wszystkie zdarzenia są unikalne. 

Czasami jednak takie rozczarowanie przeszłością, która tak bardzo różni się od teraźniejszości, zaczyna nabierać złej formy. Nagle przestajemy być zadowoleni z obecnego stanu rzeczy. Coś nam nie pasuje i doszukujemy się wad w sytuacji, w której jesteśmy. Nagle nasz przyjaciel nie jest idealny, nasz partner nie jest idealny i wszystko nie ma sensu. Bo wydaje nam się, że to, co minęło było lepsze. Bo zaczynamy to wszystko porównywać. Nagle dochodzimy do wniosku, że nic nie będzie tak wyjątkowe i lepsze od tego, co jest za nami. 

Co zrobić w takich sytuacjach? Przypomnieć sobie, że ta osoba odeszła nie bez powodu. Tak jak napisałam. Odrzuciliśmy ją, bo nie spełniała naszych oczekiwań. Albo ona odrzuciła nas, bo my nie byliśmy tacy, jacy według tej osoby powinniśmy być. 

Ludzie zmieniają się niesamowicie rzadko. Szansa, że wejście po raz kolejny do tej samej rzeki będzie miało sens jest niewielka. Czasami też jest już na taki ruch za późno. 

Owszem, są sytuacje, w których ktoś staje się kimś innym, kimś, z kim ponownie nawiązana relacja miałaby już sens. Są sytuacje, w których ktoś popełnił błąd i zdał sobie z tego sprawę po fakcie.

Zwykle jednak są to po prostu sentymenty, które powinny zostać sentymentami. Miłe chwile, które zapewne nie powtórzą się już po raz kolejny. 

Myślenie, że "nic już nie będzie tak wspaniałe" jest błędne. Owszem, nie spotkamy drugiej takiej samej osoby. Ale nikt nie powiedział, że nie możemy spotkać lepszej, nawet jeśli nie umiemy sobie jej wyobrazić, stawiając tę pierwotną wersję na piedestale. O tym już mówię z autopsji. I co więcej, szansa wcale nie jest na to taka niewielka. Każda znajomość bowiem daje nam doświadczenie, z którego mamy prawo korzystać w przyszłości. I tym sposobem na przykład jest duża szansa, że następnym razem będziemy omijać szerokim łukiem osoby podobne do tej, z którą nasze drogi się rozeszły. Bo widzimy w niej zestaw cech owszem, często wciąż atrakcyjny dla nas, ale jednocześnie taki, który świeci na czerwono i ostrzega - wpakujesz się po raz kolejny w to samo bagno. Bo jest duże prawdopodobieństwo, że trafisz na osobę, która będzie cię traktować przez to tak, jak poprzednia. Nie będzie spełniać twoich oczekiwań.

To właśnie nasze oczekiwania powodują, że jesteśmy nieszczęśliwi - bo wychodzimy z założenia, że ludzie muszą je spełniać i że w ich złej woli jest zachowanie odwrotne. A tak nie jest. I jeśli ktoś nie jest taki, jakbyśmy chcieli - po co się męczyć? 

Są rzeczy, od których nigdy nie będziemy w stanie się uwolnić. Które zawsze będą wracać, które nie pozwolą nam spać czy czasem sprawią, że trochę nam się zrobi smutno. Ale w chwilach słabości trzeba sobie zawsze przypominać - z jakiegoś powodu ruszyłem do przodu. I z jakiegoś powodu teraz jestem szczęśliwy, a wtedy nie byłem. 


sobota, 5 kwietnia 2014

Raz, dwa, trzy Badass patrzy.

Czasem moja frustracja sięga zenitu, kiedy rozmawiam z kobietą, która po raz kolejny wybiera tego złego, myśli o nim i tęskno jej do niego. MIMO że wie o każdej wadzie i całej głupocie takiego myślenia.

Więc jak już wyrzucę całą swoją złą energię, to poczuje się lepiej i będę mogła spokojnie wrócić do swojej ukochanej nauki.


Skąd do cholery w kobietach bierze się to dziwne przeświadczenie, że zły znaczy lepszy? Ja wiem, że można nie rozumieć, że facet jest parszywy i nie warto nawet na niego patrzeć (nawet jeśli jest super przystojny). Ale tak z całkowitą świadomością patrzeć w paszczę beznadziei? Tego nie ogarniam.

Ale dzięki temu, że Magda dała mi do myślenia na ten temat, narodziło mi się w głowie trochę myśli - i trochę jakichś może pokrętnych, ale właściwych wniosków.

Dlaczego kobietki wolą badassów?

Myślę, że oprócz jakiegoś takiego metafizycznego pociągu, zawsze staramy się znaleźć faceta, który będzie silny i przy którym będziemy mogły się czuć bezpieczne. 

Co mam na myśli mówiąc 'metafizyczny pociąg'? To uczucie wiedzy - nasz organizm, umysł wie, doznaje olśnienia. Tego właśnie potrzebujemy; tego oto osobnika chcemy. Chcemy być blisko, jak najwięcej czasu; uśmiechamy się, staramy się podobać. Gdzieś kiedyś czytałam, że to jest poniekąd warunkowane naszym zapachem - naturalnymi wabikami, które wytwarzamy. Podobno jeśli nasze DNA "pachnie" podobnie, to automatycznie jesteśmy bardziej atrakcyjni dla siebie. Instynkt zwierzęcy mówi nam - ten facet będzie dobrym ojcem. Samcem,  który zagwarantuje nam spełnienie i dobry seks. 

Ale to tylko nasze podświadome zwierzę daje nam znać, co wyczuwa. I patrząc na takiego pewnego siebie, zadbanego (bo przecież oni o siebie dbają) badassa myślimy, że on nam to bezpieczeństwo zapewni. A tu gówno. Bo może to zrobi, ale tylko dlatego, żeby nie wyjść na piczkę. Będzie to zwyczajnie egoistyczne zagranie. A gdy damy mu już to, co możemy - odejdzie, wcale nie zwracając uwagi na to, że to wszystko zabiera ze sobą. I każda kobieta to wie! Jak nie za pierwszym, to za drugim, trzecim, dziesiątym razem. I po co cały czas się pchać w to samo bagno? Skoro już wcześniej wciągnęło nas po sam mózg i z ogromnym trudem go odzyskałyśmy? Halo?! 


Jak ssiesz ładowarkę, która jest podłączona do prądu i kopnie Cię prąd, to normalny człowiek nie będzie ssał tej ładowarki kolejny raz. To instynkt samozachowawczy. 

I gdzie on się podziewa, gdy pojawia się ON?

Ucieka gdzieś daleko z podkulonym ogonem i zostawia nas z errorem w mózgu. Trzeba na niego krzyknąć "hola mały, nie daj się", choć ja wiem, że czasem fajny bicek przesłania zdolność do racjonalnego myślenia.

Dalej.

Podświadomie boimy się ze trafimy na nieogara, który nie będzie potrafił ani się z nami pokłócić, ani postawić na swoim. Jeśli nie jesteś mocno terytorialna to będzie Ci to zajebiście przeszkadzało. Bo po co nam facet-niefacet. Ja wiem, że bronimy się przed tym. Ale każda przedstawicielka płci pięknej potrzebuje czasem, żeby ktoś powiedział "dość kobieto, nie masz racji". Czasem po to, żeby weszło jakieś spięcie powodujące chemię, a czasem dlatego, że momentami przydaje się taki kubeł zimnej wody w postaci stanowczego partnera. Od tego  oni są. A poza tym, tak zupełnie między nami - stanowczy facet jest też dość pożyteczny na innych płaszczyznach. Na przykład - umie się godzić, jak już skończycie się kłócić.

Poza tym - jakoś tam zawsze wzorujemy się na tym co mamy w domu. Czyli bierzemy to, co chcemy, żeby facet miał, bo było nam z tym dobrze w domu. I z drugiej strony - chcemy tego, czego nam w domu zabrakło. No i to też badass potrafi ci dać. Zainteresowanie, poczucie, że jesteś najlepsza. No i tę adrenalinę. To coś, co dobrze wpływa na nasz organizm. Dlatego się straszymy, oglądamy horrory i... znajdujemy takich facetów. A ci fajni, ogarnięci, spokojniejsi, pełni bezpieczeństwa, godni zaufani są skazani na tępe dzidy... które na nich nie zasługują. I ci biedni, Bogu ducha winni mężczyźni muszą znosić takie coś, a potem się dziwimy, że kobiety są postrzegane jako wredne i nie do życia. Same sobie jesteśmy winne. Spotykamy czasem tak zniszczonych chłopaków przez jakąś głupią tapeciarę, która ma nic w głowie, że aż się płakać chce.

Ja tu nie mówię, że to działa tylko w jedna stronę. Ale ogólnie w tym poście chodzi o wpływ kobiet. 
Jak chwilę się rozejrzymy, to przecież takich facetów w pół drogi jest pełno! Serio, ja osobiście znam na pęczki facetów, którzy są lekko niegrzeczni, ale dla dziewczyn kulturalni, romantyczni. I jak trzeba, to okiełznają babę. Wystarczy otworzyć oczy. I dopuścić myśl do siebie - że jak facet jest naturalnie zainteresowany i fajny, to warto dać szansę. Bo to, że nie rzuca nam ochłapu uwagi, następnie uciekając - dobrze o nim świadczy.


Dziewczyny boją się nudy. A bo on jest za dobry, za słodki, niemożliwe, żeby istniał bla bla bla, więc oleję go, bo na pewno jest flegmatyczny i nie da mi żadnej rozrywki. A ja wtedy w głowie dodaję: "nie będzie cię bił, poniżał, olewał, ignorował, fundował nerwów i płaczu milion razy w tygodniu - smuteg". Czasem jak badass zafunduję dramat, to nie dajesz rady się podnieść. Tego tak bardzo potrzebujesz?

Ja wiem - marzymy o takim typie wyluzowanego, pełnego klasy, inteligentnego przystojniaka, który będzie szalenie ciekawy i będzie nas kochał do szaleństwa. 

No to zamiast myśleć "ja będę tą jedyną, dla której on się zmieni", idźmy dalej i szukajmy w przepastnej torbie świata swojej drugiej połowy. Bo faceci niesamowicie rzadko się zmieniają, jak mi powiedział pewien bardzo mądry mężczyzna.


Krew zalewa, jak widzę, że dziewczyna ślepo leci w ramiona facetowi, który zamknie je, mentalnie wywali jej z bani i puści. No na litość...



komentarz M:

Jestem świetnym przykładem dziewczyny, która pakuje się w takie chore relacje. Mam wręcz wrażenie, że przyciągam do siebie takich matołków. Dużo nad tym myślałam i doszłam do wniosków, które, mam nadzieję, nigdy nie pozwolą mi ponownie związać się z takim chłopakiem.

Wpływ na wybór faceta ma to, o czym S pisała wyżej - kobiety sobie rekompensują mężczyznami braki wyniesione z domu. Każda chce stworzyć relację, która da jej to, czego nie mogła dostać na co dzień. Zauważyłam, że moje braki niestety świetnie rekompensują skurwysyni. Nie będę się wdawać w szczegóły, ale właśnie oni często gęsto dają mi od razu to, czego normalni faceci nie potrafią przez długi, długi czas. Fajne chłopaki często od razu nie mają w sobie tyle pasji i intensywności, co tytułowy "badass". Przewaga takich dupków nad fajnymi facetami polega właśnie na pewnej iskierce, na podnieceniu, które wywołują. Ekscytacji, adrenalinie. Oni działają szybko, bo skaczą z kwiatka na kwiatek. Biorą i "dają" ile się da, zanim znikną. A z fajnymi facetami jest inaczej - powoli, spokojnie. Na wszystko trzeba czasu. Cierpliwości. Możemy od nich dostać jeszcze więcej, ale trzeba na to poczekać. Zbudować coś sensownego. I tu wkrada się monotonia i decyzja "wybieram tamtego".

Jak z tym walczyć? Mi bardzo pomogło uświadomienie sobie tego, że to naprawdę nie ma sensu. Że to przecież zawsze kończy się tak samo - skopaną dupą, łzami i "dlaczego mnie to spotyka". Że spotyka mnie to, bo na to pozwalam. Bo nie daję szansy porządnym mężczyznom i szybko ich przekreślam wymyślając jakiś bzdurny powód. Sama się skazuję na ból, bo jestem niecierpliwa. 

Warto też słuchać swoich znajomych oraz samego siebie. Ja zawsze miałam  przeczucie, że gość jest nie w porządku. I miałam sygnały z zewnątrz - i z jakiegoś powodu ich nie słuchałam. 

Jak napisała Sara - ludzie bardzo rzadko się zmieniają. I po co spotykać się z kimś, kto ZMIENI na lepsze, skoro można być z osobą JUŻ dobrą? Liczy się teraźniejszość - nie to, co może kiedyśtam będzie. Niech najpierw się stanie. Potem bierzmy to pod uwagę.




LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...