niedziela, 28 kwietnia 2013

Wiele twarzy

Dzisiaj trochę w temacie, który mnie osobiście frapuje. Ludzie. Osobowości.
To niesamowicie ciekawe, że każdy z nas jest inny, zupełnie inaczej myśli, czuje, postrzega świat i rzeczywistość.
Myślę czasem o tym, czy nie chciałabym na chwilę znaleźć się w głowie drugiego człowieka, żeby zwyczajnie móc zobaczyć jak on myśli. To byłoby genialne przeżycie.
Kiedy z kimś rozmawiamy, mamy czasem poczucie, że ten ktoś nas nie rozumie, prawda? Ja wtedy odnoszę wrażenie, że człowiek do którego mówię ma zwyczajnie jakąś umysłową barierę, której nie jest w stanie przekroczyć. Jak walenie grochem w ścianę. To przerażające, a jednocześnie fascynujące. Bo mam czasem ochotę, pokazać drugiemu człowiekowi jak ja to widzę. Nie wszystko można przekazać słowami. Gdybym mogła zwyczajnie, osobie postronnej, dać spojrzeć na pewne sprawy moimi oczami, byłoby może łatwiej. A z pewnością ciekawiej.


Temperament. Nieodłączna część naszego JA. Tajemnicza, wyjątkowa.
Wszyscy się od siebie różnimy, każdy ma coś w sobie coś charakterystycznego. Coś wyjątkowego, co sprawia, że nie da się znaleźć dwóch identycznych osób. Jesteśmy unikatami, jedynymi w swoim rodzaju. Czyż to nie wspaniałe?


Temperament – podstawowe, względnie stałe czasowo cechy osobowości, które manifestują się w formalnej charakterystyce zachowania. Cechy te występują już we wczesnym dzieciństwie i są wspólne dla człowieka i zwierząt. Będąc pierwotnie zdeterminowanym przez wrodzone mechanizmy fizjologiczne, temperament podlega zmianom zachodzącym pod wpływem dojrzewania(i starzenia się) oraz niektórych czynników środowiskowych.



<wikipedia>


Wyróżniamy 4 główne typy temperamentów:






Oczywiście, nie jest tak, że jeden temperament=jeden człowiek. Każdy może mieć cechy mieszane. Ale głownie przeważają cechy, na podstawie których możemy rozpoznać dany typ temperamentu.
Dzisiejszy post, ma na celu przybliżenie tych podstawowych typów i pokazanie Wam mojego punktu widzenia.


MELANCHOLIK

Melancholik (gr. mélanos – czarny + chole – żółć; prawdopodobnie stąd m.in. "czarne myśli") – osoba o pesymistycznym, lękowym, negatywnym podejściu do przyszłości, życia, samego siebie, a także codziennych spraw.
Melancholik cechuje się temperamentem reprezentującym słaby układ nerwowy (zgodnie z teorią Pawłowa). Według Hipokratesa dominującym narządem w organizmie melancholika jest śledziona, a dominującym "humorem" – tzw. czarna żółć i jest to człowiek o powolnych, słabych, lecz długotrwałych reakcjach uczuciowych.

<wikipedia>

Jacy to ludzie ci melancholicy? Najczęściej ciche, szare myszki. Bardzo spokojne osobowości, które nie wchodzą nikomu w drogę. Podchodzące do wszystkiego emocjonalnie.
Oczywiście z autopsji wiem, że łatwo taką osobę załamać. Powiemy coś nie tak i zaraz trzeba miliona zapewnień, że jednak nie, że wszystko dobrze. Do osób z takim temperamentem ciężko podejść. Nie są zbyt pewni siebie. A pesymizm, to często drugie imię melancholika. Chodzi i po cichutku sobie narzeka, marudzi, dołuje się. Ludzie o tym temperamencie zdecydowanie potrzebują cierpliwych przyjaciół :)
Osobiście ciężko mi zrozumieć ten typ. Jest to, zupełna odwrotność mojego charakteru. Dlatego np. "nietowarzyskość"- taka całkowita i nieustanna jest dla mnie zupełną abstrakcją. Ale, skoro tego właśnie chcą melancholicy. To czemu mielibyśmy im zabierać tę przyjemność.



CHOLERYK

Choleryk (gr. chole – żółć, stąd "żółć go zalewa") – przeciwieństwo flegmatyka, typ pobudliwy, przejawiający tendencje do ciągłego niezadowolenia i agresji. Charakteryzuje go silne przeżywanie emocji oraz duża energia życiowa i aktywność. Głównym pragnieniem choleryków jest dominacja, od innych z kolei oczekują podporządkowania się i uznania dla swojej ciężkiej pracy. Cholerycy bywają uparci, a ich reakcje na bodźce są szybkie i często nieprzemyślane, bywają też zakompleksieni. Często żałują wypowiedzianych słów. 

<wikipedia>

O! Bardzo ciekawy typ temperamentu. Czasem myślę, że w każdym z nas trochę tego choleryka jest. Ludzie, którzy potrafią się zdenerwować o byle pierdołę. Coś w stylu kobiety z NPM (napięciem przedmiesiączkowym). Nie ma wtedy znaczenia, że to zupełnie bez sensu, bo choleryk sam się nakręca. I często tą swoją agresją rani innych. Nie zawsze, ale zazwyczaj podczas sprzeczek, nie liczy się ze słowami. Są to osoby bardzo żywiołowe. Wręcz nakręcone na życie. Ja czasem odnoszę wrażenie, że ten typ jest bardzo niespokojny, ma takie jakieś nerwowe zachowania. Ja jako częściowy choleryk mam np. zespół niespokojnych nóg, jak to nazywa moja mama. Siedzę i bujam nogami. To nie zależy ode mnie. Jakoś tak się dzieje. Choleryk zawszę wszystko by zrobił, często nie może się zdecydować/ podjąć decyzji, co też jest frustrujące. Takie osoby zdecydowanie za bardzo się spinają. Powinny troszkę wyluzować.
Jeśli ktoś jest cholerykiem, bądź częściowym, to ja polecam znaleźć sobie coś odstresowywującego. Dobra herbatka, gorąca kąpiel. Żeby powietrze trochę zeszło.



FLEGMATYK

Flegmatyk (gr. φλεγμη – śluz) – osoba cechująca się temperamentem reprezentującym silny, zrównoważony i bezwładny układ nerwowy (według teorii Pawłowa). Według Hipokratesa dominującym narządem w organizmie flegmatyka jest mózg, a dominującym "humorem" – śluz.


<wikipedia>



Takie osoby są świetnymi podwykonawcami różnych prac. Są spokojne i bardzo rzetelne. Mi, kiedy o nich myśle, przychodzi do głowy jedno słowo "statyczni". Ten typ temperamentu jest jakby taka ostoją. 
Sądzę, że ludzie z takimi cechami to świetni przyjaciele. Kiedy już nam zaufają, możemy mieć pewność, że nie odejdą, nie zostawią nas bez powodu. Zazwyczaj mają w sobie jeszcze coś z sangwinika. Zawsze można się do nich zwrócić, liczyć na nich, nie sposób się z nimi kłócić. Jedyne co mi trochę przeszkadza we flegmatykach to bierność. Ale to może tylko mi. Ja lubię, kiedy ktoś ma swoje zdanie, umie dyskutować, a kiedy mówię/robię źle, umie mi się postawić. Zimna krew flegmatyków sprawdza się idealnie w sytuacjach kryzysowych. Swoją postawą wprowadzają spokój. 

(Kiedy to pisałam przyszło mi do głowy, że flegmatyk i choleryk- to byłaby genialna para :))



SANGWINIK

Sangwinik (łac. sanguis, czyt. sangwis – krew) – najbardziej ustabilizowany typ charakteru. Sangwinik to osoba optymistycznym podejściu do życia, otwarta na relacje interpersonalne, towarzyska, beztroska. Lubi być w centrum zainteresowania, władcza i dominująca, czasem dumna i spoglądająca na innych "z góry". Jest emocjonalna i spontaniczna, ma duże poczucie humoru, potrafi przyciągać do siebie ludzi. Tryska energią i entuzjazmem, jest twórcza, lubi komplementy, szybko się odwzajemnia.

<wikipedia>

Mój typ charakteru. Zdecydowanie także, najbardziej przeze mnie lubiany.
Czasem może się zdawać, że sangwinicy są narcystyczni, ale tak nie jest, wierzcie mi. Polega to raczej na chęci słuchania o swoich mocnych stronach, oraz szukania tych mocnych stron w innych osobach. Typ temperamentu, który rzuca pomysł i ma nadzieję, że wszyscy się do niego zapalą. Optymiści na większości płaszczyzn. Lubiący pokazywać się publicznie, otaczać ludźmi. Jest to zwykła potrzeba przebywania wśród innych osób. Tak sangwinicy ładują baterie. Spędzanie czasu z przyjaciółmi zwyczajnie jest im potrzebne do życia. 
Ja osobiście mam tak, że kiedy wpadnę na jakiś pomysł, po prostu nie mogę go nie zrealizować. To silniejsze ode mnie. I to jest właśnie esencja. Sangwinika wszędzie pełno, ma tak zwane "parcie na szkło", co niektórym się podoba, niektórym nie. 
Nie można mieć im tego za złe. Oni zwyczajnie potrzebują dużo uwagi, nie wynika to wcale z zarozumiałości czy jakiegoś samouwielbienia.




Każdy temperament ma w sobie coś interesującego, coś co przyciąga. Niektóre cechy nas odpychają. 
Niesamowite jest to, że każda z tych osób ma zupełnie inne podejście do wszystkiego! Gdybym przez jeden dzień, mogła znaleźć się w głowie ludzi o różnych temperamentach byłabym zachwycona. Dlatego rozmowa, przebywanie z innymi ludźmi jest bardzo ciekawe, zawsze możemy się czegoś nauczyć, poobserwować zachowania, nawyki, spróbować zrozumieć ich myślenie. A kiedy nie możemy zrozumieć, trzeba się z tym pogodzić. Bo nie można kogoś zmieniać, trzeba akceptować. Najwyraźniej mamy inne punkty widzenia, żaden nie jest ani zły ani dobry. Po prostu są różne. Tak jak i my jesteśmy różni. Co jest niezwykle cenne, bo urozmaica nasze życie.



O takich rzeczach powstała niejedna książka. Dlatego, wkrótce powrócę do tego tematu. Mam ambicję napisać o formach pośrednich temperamentów. O introwersji, ekstrawersji, neurotyczności i równowadze emocjonalnej.
Może macie jakieś przykłady zachowań osób z danym temperamentem? Może sami chcecie opowiedzieć o swoich nawykach związanych z temperamentem. Chętnie o tym poczytam. Czy w komentarzach czy na prywatnej linii.


niedziela, 21 kwietnia 2013

Siła przyjaźni


Przyjaciół ma każdy z nas. Kogoś, kogo można nazwać osobą bliską sobie, osobą, z którą można porozmawiać na każdy temat. Pośmiać się, ale także wypłakać. Zresztą, to nie musi być koniecznie przyjaciel. To może być także bardzo dobra koleżanka, grupa koleżanek, albo kolegów. Nieważne. Chodzi o to, że tworzycie sobie jakąś grupę, większą czy mniejszą i trzymacie się razem. Spędzacie ze sobą czas i dzielicie się tym, co się u was dzieje. O takich ludziach będę pisać. Wiesz, kto dla ciebie jest taką osobą? Albo takimi osobami? Jeśli tak - zapraszam do czytania.


 Nigdy jakoś nie podchodziłam do przyjaźni jak do czegoś głębszego w naszym życiu. Był to sposób spędzania czasu - rozmowy, zabawy i dzielenie się radościami i smutkami. 


Odkąd zaczęłam naprawdę dojrzewać, zaczęłam jakoś bardziej o tym wszystkim myśleć. Widzę, że przyjaźń ukształtowała mój charakter. Że inni ludzie naprawdę mają duży wpływ na to, jacy jesteśmy nawet, jeśli ktoś ma charakter taki jak mój - czyli jest zadziorny, uparty i chodzi własnymi ścieżkami kierowany własnym sumieniem. Właśnie z tego powodu zawsze sądziłam, że wpływy mnie omijają. Tak jednak nie było.

Im dłużej przebywamy z jakąś osobą, tym bardziej przejmujemy jej nawyki, poglądy i zachowania. Nie mówię tu o powolnym tworzeniu się dwóch klonów (chociaż i to obserwowałam), ale o nabieraniu pewnych cech drugiej osoby. Jest to na przykład jakieś powiedzonko, które mówimy i które nasz przyjaciel też zaczyna wykorzystywać w swoich wypowiedziach. Albo gdy nasz przyjaciel mocno gestykuluje, my też w pewnym momencie możemy zacząć używać gestów do przekazywania naszych myśli. 

W moim środowisku zwykle chodzi o jakieś żarty (szczególnie te najzabawniejsze - biolchemowe :)). Jakieś teksty, naśladowanie pewnej nauczycielki. :) Zaobserwowałam też u moich przyjaciół, że przejmują mój zwyczaj wtrącania angielskich słówek do wypowiedzi. Ja za to też niektórym podkradam jakieś powiedzonka.. Takie rzeczy są ciągle w obiegu. :)


Poza takimi drobiazgami wymieniamy się muzyką, pozwalając naszemu gustowi muzycznemu na ciągłe kształtowanie się. Bardzo wiele zespołów, które obecnie znam poznałam dzięki komuś, co zresztą zapewne też możecie zaobserwować u siebie. Podsyłamy sobie nawzajem jakieś piosenki, "zmuszamy się" do przesłuchania jakiegoś zespołu, zobaczenia jakiegoś teledysku. Często ludzie dobierają się w przyjaźni na zasadzie podobieństw, a więc łatwo jest nam rozmawiać o muzyce i nią obracać.


Kolejną rzeczą są nasze zajęcia pozalekcyjne. Gdy jedna osoba zaczyna pracować, gdy opowiada o tym, jak fajne to jest, druga osoba myśli, myśli i mówi - wkręć mnie. Tak przecież też zaczął się mój i Sary kontakt. :) To samo się dzieje, gdy na przykład jedna z osób zaczyna uprawiać intensywny sport, bo na przykład chce poprawić kondycję czy schudnąć. Obserwując tę osobę i widząc, jaką radość jej to sprawia i że ona widzi efekty swojej pracy też chcemy to wszystko osiągnąć. I dołączamy się. To stało się ostatnio ze mną pod wpływem grupy moich koleżanek z klasy. :) Nie mówiąc o tym, że znam ludzi, którzy razem zaczęli chodzić na zajęcia taneczne czy jakiś język.  

To sprawia, że ludzie naprawdę się do siebie przywiązują, stają się sobie prawdziwie bliscy i to właśnie buduje prawdziwą przyjaźń - dzielenie się swoimi pasjami i przeżyciami.



Taki wpływ uważam za ogromnie wartościowy i ja jestem niesamowicie wdzięczna osobom, które pomagają mi znaleźć w moim życiu coś nowego. Dzięki nim mogę na nowo kreować swój wizerunek i swój charakter. Ulepszać się. Dają mi oni siłę do zmiany, motywację do pracy i wiarę, że można. Bo naprawdę można! Nie ma rzeczy niemożliwych - są tylko trudne. A wierzę, że wszelkie cierpienia i trudności nie są bezsensowne. To one sprawiają, że stajemy się takimi osobami, jakimi jesteśmy teraz. Dają nam siłę do zdobywania niesamowitego doświadczenia, którego nie da się zdobyć inną drogą.


Niestety, niezawsze są przejmowane rzeczy, które nam nie szkodzą. Wszyscy ludzie są podatni na złe wpływy, tylko w różnym stopniu. Często zdarza się tak, że nabieramy jakiś nawyków, które wtedy wydają się w porządku, a później nas niszczą. Ja też tak miałam, w różnych sytuacjach - banalnych i tych bardziej poważnych. Ja z takich mniej poważnych rzeczy mogę powiedzieć, że odpuściłam sobie trochę pewne rzeczy w szkole, jak na przykład prowadzenie sumiennych notatek z niektórych przedmiotów. Niby banalne, ale teraz trochę żałuję, bo nie mam do czego zerknąć. I czasem to może być naprawdę upierdliwe. Powiecie - jak się miał przyjaciel do notatek? Wystarczy obserwować. On nie robi, on mówi, dlaczego nie robi. Widzisz w tym sens i też przestajesz. Niedbalstwo jest jak wirus, rozprzestrzenia się momentalnie. Kolejnym wpływem mogło też być to, że bardzo sobie niektóre rzeczy do nauczenia się olałam, bo przejęłam pogląd, że jest to niepotrzebne i bezsensowne. Teraz widzę, że źle zrobiłam ale wtedy uważałam, że jest w porządku.



Niektórzy przyjaciele też nie motywują nas do pracy nad sobą - utrzymują nas na swoim poziomie, zniechęcają do walki o lepsze jutro, nie wspierają w działaniach. Niektórym to nie jest potrzebne i robią to, co chcą - to są silne osobowości. Nie potrzebują aprobaty i popychania przez najbliższych. Osobowości słabsze, takie jak ja, potrzebują dużo wsparcia z strony przyjaciół nawet jeśli nie działają oni ze mną. Ale muszę czuć, że są przy mnie i że mogę na nich liczyć - na podbudowanie w chwili słabości i na kopnięcie w dupę, gdy coś mi się poprzewraca w głowie i będę chciała zrezygnować. Ludzie, na których nie mogę liczyć nie są mi potrzebni - będą tylko sprawiać, że będę czuć się źle i samotnie. A po co to komu?

Nie chodzi o to, że to co się z nami stało złego to wina przyjaciół - to wina całkowicie nasza, naszej naiwności, uległości i zaślepienia zaletami drugiej osoby. Można mieć żal do tej drugiej osoby, ale trzeba pamiętać, że to my się zgodziliśmy na taki układ. Nie mamy pięciu lat i panujemy nad sobą, podejmujemy racjonalne decyzje. Jednak jesteśmy tylko ludźmi - wręcz ujmując sprawę mniej ludzko a bardziej zwierzęco - idziemy za tłumem, za kimś, kogo uważamy za osobę wartą naszego uznania i szacunku. Wtedy wyłącza nam się ta czerwona lampka w głowie, która się powinna zapalać i ostro mrygać przy każdym "niebezpieczeństwie".

Wnioski? Dobierajmy przyjaciół uważnie. Zastanówmy się, czy widząc naszego przyjaciela X z oddali, bez żadnej więzi psychicznej, będziemy go postrzegać tak samo pozytywnie jak przyjaźniąc się z nim? Czy coś, co postrzegamy jako wyluzowanie nie jest po prostu lenistwem? Czy jego inteligencja i mądrość to nie zwykłe cwaniactwo i szczęście? 

Ja się tak nacięłam. To oczywiście nie znaczy, że cała ta osoba jest zła, niedobra, wszystko było okropne. Ale czy po zakończeniu wszystkiego... Co z nami pozostaje? Wspomnienia, zniekształcane często przez niechęć po rozstaniu. Nawyki, które mamy po tej osobie. Dobre i złe. 



Zanim się zaangażujecie, zanim przejmiecie jakiś nawyk, zanim ogłosicie jakąś osobę najwspanialszą, najcudowniejszą i najważniejszą w swoim życiu zastanówcie się, czy naprawdę tak uważacie. Dystansujcie się do swojego życia zawsze, gdy nie wiecie, co jest dobre, a co złe. Generalnie nic nigdy nie jest czarne lub białe - jednak my jako jednostki często tak kategoryzujemy rzeczy w naszym życiu. Zróbcie tak, by tych "czarnych" było jak najmniej. Bo z drugiej strony, choć porażki i błędy nas czegoś uczą - niezawsze warto marnować na to czas. Bądźcie mądrzy przed faktem.


sobota, 20 kwietnia 2013

Czułość

Wybaczcie, to ja jestem tą gorsza połową ! Nie robię prawie nic na czas, a M mnie kiedyś za to zabije ;)



Czułość. To to, co jest potrzebne każdemu człowiekowi. Taka bliskość, przy której Twoje serce i dusza robią tak niesamowite skoki, przewroty i salta, że pozazdrościć.

Naprawdę piękna forma zbliżenia z drugą osobą. Przyszła wiosna, więc wszędzie, gdzie teraz nie pójdę spotykam czułość. Ludzie nią wręcz emanują.



Zresztą nic dziwnego. To jedna z bardzo ważnych rzeczy w naszym życiu. Wszystko zaczyna się już wtedy, kiedy nasze kochane rodzicielki okazują nam swoje uczucia. Ta więź matka-dziecko jest początkiem wszystkiego! Niesamowite, piękne i przede wszystkim budujące sprawy.
Potem, kiedy dorastamy spotykamy różnych ludzi na naszej drodze i oni także bardzo często okazują nam czułość. Przyjaciele, partnerzy. Oni wzbogacają nas emocjonalnie, pomagają nam dojrzewać, uczą różnych sposobów okazywania sympatii.

Jest bardzo wiele sposobów na okazywanie tak miłych uczuć.


Całus w czoło, czułe słowa, spojrzenie, delikatny dotyk dłoni. Wszystko to sprawia, że czujemy się bezpieczniejsi, potrzebni, kochani i jedyni w swoim rodzaju.
Takie proste gesty nas budują.

Każdy z nas podświadomie tego szuka, tej bliskości. Wybieramy partnera, z którym czujemy się dobrze, bezpiecznie. Przy którym ta sfera wzbudza motylki w brzuchu. Kiedy czekając na spotkanie nie możecie przestać się uśmiechać, kiedy na myśl o tym naszym czułym partnerze marzycie znaleźć się w jego przestrzeni osobistej. To jest to przyciąganie, warunkowane właśnie poprzez, między innymi intymność i czułość.


A kiedy już znajdziemy kogoś, kto ma podobne potrzeby i odpowiednie dla naszego gustu okazywanie tych ważnych łączących nas gestów, to powinniśmy dbać o to. Bo takie dopasowanie jest bardzo cenne. Nie łatwo znaleźć taka osobę, z którą się dobrze dogadamy. 


Trochę mniej przyjemne sytuacje, kiedy zwyczajnie w naszym życiu nie ma kogoś, kto nam daje taki czuły punkt zaczepienia, są słabe. Ale niestety zdarzają się. 
Z poczynionych przeze mnie obserwacji wynika, że takie osoby szukają tego "czegoś" np. u swoich przyjaciół. Normalna reakcja, takie osoby lubią się przytulać. Mają takie swoje małe napady miłości.
To jest urocze, nie przeczę. Ale wiadomo, każdy chciałby mieć poczucie, że ma się w razie czego do kogo przytulić.


Co tu dużo mówić, poszukujmy tego w życiu. Dzięki czułość możemy przeżyć najfajniejsze chwile. 
Nie warto bać się bliskości. Otworzyć się na drugiego człowieka i dopuścić do jakichś naszych wrażliwszych sfer, jest dość trudne, ale zdecydowanie opłacalne. Zasila nas.


Aż chciałoby się zakończyć banalnym "Kochajmy się".
Heh, widać, że przyszła wiosna.


sobota, 6 kwietnia 2013

Życie jest nobelon

Wszyscy, którzy mnie znają wiedzą, że jestem osobą, która się wiecznie ze wszystkiego cieszy. Po prostu tak mam, że moja pierwsza reakcja to zazwyczaj śmiech. Śmieję się z czegoś, z kogoś, z kimś bądź sama do siebie - ot tak zrobi mi się wesoło, coś się stanie, coś mi się przypomni i zacznę się cieszyć. Ogólnie cieszę się ciągle i w śmiechu czasem rzucam jakieś głupoty, które bawią mnie jeszcze bardziej. Mam tak od zawsze i nawet raz moja przyjaciółka zrobiła mi obrazek z tym związany.



:D No nic nie poradzę! Lubię się śmiać i często robi mi się wesoło, a że czasem coś dodatkowo walnę albo nie mogę się uspokoić wtedy, kiedy powinnam - komu się to nie zdarza? ;)

Ostatnio, już nie pamiętam dokładnie w jakich okolicznościach, usłyszałam, że takie częste śmianie się jest "gimbusiarskie". Strasznie zapadło mi to w pamięć i od paru dni nie mogę wyrzucić tego ze swoich myśli. Zaczęłam się zastanawiać - czy przez to, że dużo się śmieję ludzie mogą postrzegać mnie jako osobę naiwną, płytką i dziecinną?  Moją samooceną niestety łatwo jest czasami zachwiać, czego efektem są właśnie takie przemyślenia i drążenie tematu dopóki się z nim nie rozprawię.

Od razu jednak podkreślę, że istnieje różnica między śmiechem a chichotaniem. Tak zawczasu, by nie poleciały hejty. 


Jeśli tak - widzę dwa problemy. Pierwszy, dotyczący bezpośrednio mnie. Jeśli to prawda i ludzie w ten sposób mnie widzą, jeśli sądzą, że nie umiem rozmawiać na poważnie, że nie mam głębszych przemyśleń i że ogólnie nie jestem osobą, która ma w sobie choć trochę inteligencji - jest mi przykro. Przykro, bo ja na przykład bardzo lubię ludzi uśmiechniętych, wesołych, z którymi miło mi się rozmawia. I szczerze mówiąc nie znam osoby, u której w parze z wiecznym śmiechem szłaby tępota umysłowa. Popisywanie się - tak. Głupiutkie chichotanie - tak. Ale nie zwykły śmiech i nie zwyczajny uśmiech. I wydaje mi się, że to zaleta. Jak widzę roześmianych ludzi na ulicy, to automatycznie też się zaczynam cieszyć, bo, pomijając to, że jest to moja typowa reakcja, to także w mojej głowie pojawia się coś w stylu - jaki ten ktoś jest szczęśliwy, jaki radosny, to aż z niego promieniuje! Na pewno miał dobry dzień, a może ogólnie ma dobre życie. To takie kochane. Nie czuję zazdrości i nie czuję zawiści - cieszę się z radości tej osoby.

śmiech

Wiecie, kiedy najbardziej lubię się śmiać? Właśnie wtedy, gdy siedzę sobie ze znajomymi i pogrążam się w swoich myślach i nagle coś mi się przypomni. Albo wtedy, kiedy nagle wydarzy się coś koszmarnie zabawnego. A jak jeszcze jest to moment, w którym nie powinnam się śmiać - wtedy już w ogóle jest mi bardzo wesoło. :D I lubię się śmiać idąc ulicą. Zwykle wtedy przypominam sobie wszystko to, co się miłego i fajnego wydarzyło tego dnia i i droga szybciej mi mija, i mam lepszy humor. Naprawdę NIE WIEM, jak można to postrzegać jako głupie. Czy w takim razie i ja jestem głupia?




Wyjaśnijcie mi, JAK MOŻNA uważać, że śmiech jest zły? Przecież to oznaka radości, to jakiś wyznacznik tego, jak się czujemy i jak się bawimy w towarzystwie, jakie mamy samopoczucie. Według mnie, nie da się udawać śmiechu. Naprawdę się nie da, bo fałszywy nie jest ani tak intensywny, ani tak wyrazisty, ani tak... po prostu to widać, że on jest nieszczery. A jeśli ktoś się nie śmieje szczerze, to znaczy, że nie ma powodu lub nie ma ochoty. A jeśli tak - wniosek jest jeden. Albo jest to np. rozmowa na temat poważny, albo coś jest nie tak. Przy czym częściej jest to drugie. Śmiech jest fantastyczny, uwielbiam się cieszyć, uwielbiam przebywać z ludźmi, którzy sprawiają, że się śmieję. I uwielbiam taki czas, kiedy moje życie jest cudowne i wspaniałe i uśmiech sam ciśnie mi się na usta - to jest prawdziwa oznaka tego, że ktoś jest naprawdę szczęśliwy.

Skąd tytuł posta? Jest prześmiewczy. Jest bez sensu. Życie staje się farsą. A farsą staje się przez ludzi. Ludzi, którzy oszaleli. Kto to wymyślił, że śmiech jest zły? Rozumiem, że ktoś może po prostu lubić osoby wiecznie poważne. Okej, rozumiem. Ale żeby od razu rzucać takie teksty i oskarżenia? Kto w ogóle wymyśla to wszystko? Bo nie tylko śmiechu to dotyczy. Dotyczy to odezwania się do obcej osoby, by zapytać o drogę (przecież nie będę rozmawiać z obcym człowiekiem), zwrócenia obcej osobie uwagi (nie powiem, żeby nie waliła mnie torbą po ramieniu, ale potem powiem całemu światu, jaka z niej suka) lub powiedzenia jej, że coś jej wypadło (ale będę patrzeć, czy się zorientuje, czy nie). To są tak durne przekonania, że aż mnie to śmieszy (oczywiście:)) jak o tym myślę. Tak wiele głupot stanowi temat "tabu", coś, o czym nikt nie rozmawia i czego każdy się wstydzi, choć to codzienne i normalne czynności. Ludzie wstydzą się rzeczy, których nie powinni, bo przecież każdy postępuje podobnie. Z reguły. Paradoksalnie, pozytywne rzeczy coraz częściej odbierane są negatywnie. Zaangażowany w życie społeczne (nudny), otwarty i towarzyski (ma parcie na szkło i chce być w centrum uwagi), ma swoje hobby, które jest specyficzne (dziwak). 

Dużo się śmieje - niedojrzały dzieciak.


Jeśli jesteście zgodni z poglądem, że "śmiech jest gimbusiarski"... Jeśli jesteście na niego za dorośli, to współczuję. Bo ja się uwielbiam śmiać i w zasadzie moje reakcje mi nie przeszkadzały nigdy, wręcz jest to moja dość "charakterystyczna" cecha charakteru. Chyba więc wolę być "gimbusem", niż cały dzień spędzać ze smętną miną. Jeśli dorastanie polega na tym, że ten uśmiech z twarzy znika, nie chcę dorastać. Mam 18 lat, więc wielce "dojrzali" ludzie mówią - spoważniej. A ja umiem być poważna, ale też lubię się cieszyć. To się nie wyklucza!  Żadna ze mnie przecież głupiutka nastolatka. Jestem odpowiedzialną, rozsądną, zorganizowaną osobą z głową na karku. Mam dużą wiedzę, jestem inteligentna i mam dużo planów na przyszłość, ambitnych i wymagających ode mnie ogromnego nakładu pracy. Śmiech to coś, co pozwala mi przeżyć każdy kolejny, ciężki dzień, który sprawia, że moje styranie staje się mniej uciążliwe, który pomaga mi je znosić. Nie mam perfekcyjnego życia, bo nikt nie ma. Życie to nie bajka. Życie nigdy nie jest całkowicie po naszej myśli. Życie nie składa się z happy endów. Życie porównałabym do nigdy niekończącego się filmu - i tylko my decydujemy o tym, czy będzie to komedia, czy dramat. I choć czuję się bardzo pokrzywdzona tym, że ktoś może oceniać mnie "po okładce" - w zasadzie to on traci, bo skoro on pozwala sobie na to, by pierwsze wrażenie przesłoniło mu wszystko inne, to nie jest osobą wiele wartą. A w tym wypadku ocenianie po okładce szokuje mnie bardziej, niż ocenianie po wyglądzie czy po słowach, które się słyszy od innych. Bo śmiech z założenia jest pozytywny i nie wiem, jak można postrzegać go negatywnie. Naprawdę nie wiem.

Dodatkowo myślę, że osoba, która wyraża tego typu opinie musi mieć naprawdę smutne życie. Dzień bez uśmiechu jest dniem straconym, ta osoba niesamowicie dużo traci. I nie wiem, czy to z zazdrości rzuca tego typu teksty, czy może naprawdę w to wierzy?



Zostawię ten temat w ten sposób niedokończony, bo sama nie wiem, co o tym wszystkim myśleć. Szkoda, że nasz świat idzie w takim kierunku. Że ludzie każdego dnia zakładają maski i kreują się na kogoś, kim nie są... I że rzucają ocenami na prawo i lewo jednocześnie burząc się, że ktoś śmie spojrzeć w ten sam sposób na nich. Jeśli wy jesteście takimi hejterami, polecam wam po prostu się czasem szczerze uśmiechnąć. Zobaczycie, jaka to frajda. Cały jad z człowieka uchodzi, a zostaje czysta radość. :)


środa, 3 kwietnia 2013

Skrajnie nad przepaścią.


Jak sobie radzimy z trudnymi sytuacjami...



Oczywiście, nie chowamy się pod łóżko płacząc i wołając, że nie chcemy żyć i żeby mama nas zabrała.
Robimy coś innego. W sumie każdy reaguje na swój, czasem dziwny, czasem kompletnie bezsensowny sposób. Ale zazwyczaj próbujemy walczyć- radzić sobie. Zazwyczaj.

A jakie mamy sposoby na poradzenie sobie?

1. Wyparcie.

Wyparcie lub represja (od łac. reprimere, odpierać, odpychać, tłumić) to jeden z mechanizmów obronnych znanych w psychologii.

Jest to usunięcie ze świadomości myśli, uczuć, wspomnień, impulsów, fantazji, pragnień itp., które przywołują bolesne skojarzenia lub w inny sposób zagrażają spójności osobowości danej jednostki.
(wikipedia)

Szczerze mówiąc, ja właśnie tak lubię postępować. (Chyba dlatego od tego zaczynam). 
Nie jest to wcale takie trudne. Trzeba znaleźć sobie zajęcie. Jeśli irytują nas wszystkie dotychczasowe rozrywki, trzeba sięgnąć głębiej. Warto porobić coś przy czym nie trzeba myśleć, można się odprężyć. Najlepiej jest wyjść do ludzi, spędzić czas ze znajomymi. Pośmiać się, choć to nie łatwe. Zobaczyć pozytywny film. Znajdować same pozytywy! Jeśli nie możemy jeść to mówić sobie, ze przynajmniej schudniemy. 

Jest to wyjście dla ludzi, którzy nie chcą usiąść i zatracić się w swoim cierpieniu. Aktywnie, z pomysłem i jakoś do przodu. Choć jest trudno i czasem stając w miejscu zastanawiamy się, czy jest sens się starać. Radzić sobie. To potem, albo głos w Twojej głowie, albo dobry przyjaciel mówi, dasz sobie rade, przestań marudzić! I to sprawia, że jakoś starasz się nie myśleć dalej.


2. Roztrząsanie i drążenie.

Znam ludzi, którzy i tak przeżywają trudne sytuacje życiowe. Jest smutek, jest załamanie. Siedzenie, jęczenie i użalanie nad sobą. Tak też można. Są to takie osoby, które potrzebują po prostu wsparcia i wysłuchania. Bo nie umieją sobie inaczej poradzić i muszą sobie popłakać. Trzeba to zrozumieć, nic nie mówić. Po prostu być. 
Tutaj włącza się wyobraźnia. Myślą co by było gdyby, wracają do całej sytuacji. Roztrząsają, nie zawsze chcą się pogodzić z sytuacją.
To jest bardzo przykre, ciężkie przeżycie dla takich osób. Spadają w przepaść cierpienia i samym trudno im się pozbierać. Trzeba im trochę pomóc. Przebywać z nimi. W takim sposobie radzenia sobie z trudnymi sytuacjami przydaje się druga osoba i co ważniejsze cierpliwość.
Bo jak zostawimy tak człowieka cierpiącego samego ze sobą, to zjedzą go jego myśli, a wierzcie mi to nie jest przyjemne.


3.  Agresja

Heh, to trudny ale ciekawy przypadek. Weźmy jako przykład dziewczynę/ chłopaka, ex.
Nie daję spokoju, myśli o wszystkim cały czas. Rozmawia ze wszystkimi, żali się, całemu światu pokazuje jak ją/jego zraniono. Pisze, dzwoni, jest poważnie męczącym stworzeniem. Chłopak/ dziewczyna zaczyna się irytować. Robi się nieprzyjemnie. Ale ona/on nie odpuszcza. Zaczynają być niemili. Więc były partner się denerwuje. Zamienia się to w złośliwość. A uczucie, które było miłością w niesmak i lekką nienawiść. 
To moim zdaniem jest jakaś chora, koszmarna sytuacja. Nie potrafię zrozumieć ludzi, którzy robią sobie takie rzeczy. Przecież drugi człowiek nie jest workiem treningowym, też ma swoją granice wytrzymałości.
Więc po co robić sobie takie rzeczy. Trzeba odczekać, wytrzymać, zająć się czymś innym. Nie warto zamieniać pozytywnych uczuć (dobrych wspomnień) na negatywne. Po co nam wojna? Mało mamy już problemów?



Ale to wszystko kiedyś mija. Czas. To jest najlepsze lekarstwo w trudnych chwilach.
Bo powiedzmy sobie szczerze, wszystko przygasa, rany muszą przynajmniej z czasem, trochę się zabliźnić. Ziemia kręci się dalej. Musimy jakoś. I pogodzić się z tym co się stało. Niezależnie czy jest to rozstanie z partnerem, strata kogoś bliskiego, utrata pracy. Bo co zrobimy? Nie da się cofnąć czasu, można się tylko nauczyć z tym wszystkim radzić. Innej opcji nie ma. 
Przeżyjmy przecież, wszystko. 
"Co nas nie zabije to nas wzmocni" - wszystko przemija, o ironio ten najgorszy fakt naszego życia ma też dobre strony. Cały smutek, żal i ból też przeminie. Tego możemy być pewni, przynajmniej w części.
Nie ma takiej siły, która może nas zniszczyć. 


Bo przecież kto, jak nie my?


To tylko te sposoby, które ja znam i które mogłam opisać. Ile ludzi tyle sposobów do radzenia sobie z trudami życia. Każdy pewnie radzi sobie na swój sposób. Zawsze możecie się nimi podzielić.



LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...