sobota, 6 kwietnia 2013

Życie jest nobelon

Wszyscy, którzy mnie znają wiedzą, że jestem osobą, która się wiecznie ze wszystkiego cieszy. Po prostu tak mam, że moja pierwsza reakcja to zazwyczaj śmiech. Śmieję się z czegoś, z kogoś, z kimś bądź sama do siebie - ot tak zrobi mi się wesoło, coś się stanie, coś mi się przypomni i zacznę się cieszyć. Ogólnie cieszę się ciągle i w śmiechu czasem rzucam jakieś głupoty, które bawią mnie jeszcze bardziej. Mam tak od zawsze i nawet raz moja przyjaciółka zrobiła mi obrazek z tym związany.



:D No nic nie poradzę! Lubię się śmiać i często robi mi się wesoło, a że czasem coś dodatkowo walnę albo nie mogę się uspokoić wtedy, kiedy powinnam - komu się to nie zdarza? ;)

Ostatnio, już nie pamiętam dokładnie w jakich okolicznościach, usłyszałam, że takie częste śmianie się jest "gimbusiarskie". Strasznie zapadło mi to w pamięć i od paru dni nie mogę wyrzucić tego ze swoich myśli. Zaczęłam się zastanawiać - czy przez to, że dużo się śmieję ludzie mogą postrzegać mnie jako osobę naiwną, płytką i dziecinną?  Moją samooceną niestety łatwo jest czasami zachwiać, czego efektem są właśnie takie przemyślenia i drążenie tematu dopóki się z nim nie rozprawię.

Od razu jednak podkreślę, że istnieje różnica między śmiechem a chichotaniem. Tak zawczasu, by nie poleciały hejty. 


Jeśli tak - widzę dwa problemy. Pierwszy, dotyczący bezpośrednio mnie. Jeśli to prawda i ludzie w ten sposób mnie widzą, jeśli sądzą, że nie umiem rozmawiać na poważnie, że nie mam głębszych przemyśleń i że ogólnie nie jestem osobą, która ma w sobie choć trochę inteligencji - jest mi przykro. Przykro, bo ja na przykład bardzo lubię ludzi uśmiechniętych, wesołych, z którymi miło mi się rozmawia. I szczerze mówiąc nie znam osoby, u której w parze z wiecznym śmiechem szłaby tępota umysłowa. Popisywanie się - tak. Głupiutkie chichotanie - tak. Ale nie zwykły śmiech i nie zwyczajny uśmiech. I wydaje mi się, że to zaleta. Jak widzę roześmianych ludzi na ulicy, to automatycznie też się zaczynam cieszyć, bo, pomijając to, że jest to moja typowa reakcja, to także w mojej głowie pojawia się coś w stylu - jaki ten ktoś jest szczęśliwy, jaki radosny, to aż z niego promieniuje! Na pewno miał dobry dzień, a może ogólnie ma dobre życie. To takie kochane. Nie czuję zazdrości i nie czuję zawiści - cieszę się z radości tej osoby.

śmiech

Wiecie, kiedy najbardziej lubię się śmiać? Właśnie wtedy, gdy siedzę sobie ze znajomymi i pogrążam się w swoich myślach i nagle coś mi się przypomni. Albo wtedy, kiedy nagle wydarzy się coś koszmarnie zabawnego. A jak jeszcze jest to moment, w którym nie powinnam się śmiać - wtedy już w ogóle jest mi bardzo wesoło. :D I lubię się śmiać idąc ulicą. Zwykle wtedy przypominam sobie wszystko to, co się miłego i fajnego wydarzyło tego dnia i i droga szybciej mi mija, i mam lepszy humor. Naprawdę NIE WIEM, jak można to postrzegać jako głupie. Czy w takim razie i ja jestem głupia?




Wyjaśnijcie mi, JAK MOŻNA uważać, że śmiech jest zły? Przecież to oznaka radości, to jakiś wyznacznik tego, jak się czujemy i jak się bawimy w towarzystwie, jakie mamy samopoczucie. Według mnie, nie da się udawać śmiechu. Naprawdę się nie da, bo fałszywy nie jest ani tak intensywny, ani tak wyrazisty, ani tak... po prostu to widać, że on jest nieszczery. A jeśli ktoś się nie śmieje szczerze, to znaczy, że nie ma powodu lub nie ma ochoty. A jeśli tak - wniosek jest jeden. Albo jest to np. rozmowa na temat poważny, albo coś jest nie tak. Przy czym częściej jest to drugie. Śmiech jest fantastyczny, uwielbiam się cieszyć, uwielbiam przebywać z ludźmi, którzy sprawiają, że się śmieję. I uwielbiam taki czas, kiedy moje życie jest cudowne i wspaniałe i uśmiech sam ciśnie mi się na usta - to jest prawdziwa oznaka tego, że ktoś jest naprawdę szczęśliwy.

Skąd tytuł posta? Jest prześmiewczy. Jest bez sensu. Życie staje się farsą. A farsą staje się przez ludzi. Ludzi, którzy oszaleli. Kto to wymyślił, że śmiech jest zły? Rozumiem, że ktoś może po prostu lubić osoby wiecznie poważne. Okej, rozumiem. Ale żeby od razu rzucać takie teksty i oskarżenia? Kto w ogóle wymyśla to wszystko? Bo nie tylko śmiechu to dotyczy. Dotyczy to odezwania się do obcej osoby, by zapytać o drogę (przecież nie będę rozmawiać z obcym człowiekiem), zwrócenia obcej osobie uwagi (nie powiem, żeby nie waliła mnie torbą po ramieniu, ale potem powiem całemu światu, jaka z niej suka) lub powiedzenia jej, że coś jej wypadło (ale będę patrzeć, czy się zorientuje, czy nie). To są tak durne przekonania, że aż mnie to śmieszy (oczywiście:)) jak o tym myślę. Tak wiele głupot stanowi temat "tabu", coś, o czym nikt nie rozmawia i czego każdy się wstydzi, choć to codzienne i normalne czynności. Ludzie wstydzą się rzeczy, których nie powinni, bo przecież każdy postępuje podobnie. Z reguły. Paradoksalnie, pozytywne rzeczy coraz częściej odbierane są negatywnie. Zaangażowany w życie społeczne (nudny), otwarty i towarzyski (ma parcie na szkło i chce być w centrum uwagi), ma swoje hobby, które jest specyficzne (dziwak). 

Dużo się śmieje - niedojrzały dzieciak.


Jeśli jesteście zgodni z poglądem, że "śmiech jest gimbusiarski"... Jeśli jesteście na niego za dorośli, to współczuję. Bo ja się uwielbiam śmiać i w zasadzie moje reakcje mi nie przeszkadzały nigdy, wręcz jest to moja dość "charakterystyczna" cecha charakteru. Chyba więc wolę być "gimbusem", niż cały dzień spędzać ze smętną miną. Jeśli dorastanie polega na tym, że ten uśmiech z twarzy znika, nie chcę dorastać. Mam 18 lat, więc wielce "dojrzali" ludzie mówią - spoważniej. A ja umiem być poważna, ale też lubię się cieszyć. To się nie wyklucza!  Żadna ze mnie przecież głupiutka nastolatka. Jestem odpowiedzialną, rozsądną, zorganizowaną osobą z głową na karku. Mam dużą wiedzę, jestem inteligentna i mam dużo planów na przyszłość, ambitnych i wymagających ode mnie ogromnego nakładu pracy. Śmiech to coś, co pozwala mi przeżyć każdy kolejny, ciężki dzień, który sprawia, że moje styranie staje się mniej uciążliwe, który pomaga mi je znosić. Nie mam perfekcyjnego życia, bo nikt nie ma. Życie to nie bajka. Życie nigdy nie jest całkowicie po naszej myśli. Życie nie składa się z happy endów. Życie porównałabym do nigdy niekończącego się filmu - i tylko my decydujemy o tym, czy będzie to komedia, czy dramat. I choć czuję się bardzo pokrzywdzona tym, że ktoś może oceniać mnie "po okładce" - w zasadzie to on traci, bo skoro on pozwala sobie na to, by pierwsze wrażenie przesłoniło mu wszystko inne, to nie jest osobą wiele wartą. A w tym wypadku ocenianie po okładce szokuje mnie bardziej, niż ocenianie po wyglądzie czy po słowach, które się słyszy od innych. Bo śmiech z założenia jest pozytywny i nie wiem, jak można postrzegać go negatywnie. Naprawdę nie wiem.

Dodatkowo myślę, że osoba, która wyraża tego typu opinie musi mieć naprawdę smutne życie. Dzień bez uśmiechu jest dniem straconym, ta osoba niesamowicie dużo traci. I nie wiem, czy to z zazdrości rzuca tego typu teksty, czy może naprawdę w to wierzy?



Zostawię ten temat w ten sposób niedokończony, bo sama nie wiem, co o tym wszystkim myśleć. Szkoda, że nasz świat idzie w takim kierunku. Że ludzie każdego dnia zakładają maski i kreują się na kogoś, kim nie są... I że rzucają ocenami na prawo i lewo jednocześnie burząc się, że ktoś śmie spojrzeć w ten sam sposób na nich. Jeśli wy jesteście takimi hejterami, polecam wam po prostu się czasem szczerze uśmiechnąć. Zobaczycie, jaka to frajda. Cały jad z człowieka uchodzi, a zostaje czysta radość. :)


2 komentarze :

  1. Całkowicie się zgadzam. Również spotkałam się z opinią,że duże poczucie humoru to oznaka bycia gimbusem. Współczucie dla tych,którzy po osiemnastych urodzinach chodzą z grobową miną,by pokazać jacy są dojrzali. To ma być dowód na bycie dorosłym? Śmieszne. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się stuprocentowo. :) Dojrzałość nie na tym polega. I sądzę, że uśmiech jest w dorosłości potrzebny, bo jeśli my sami go nie przywołamy na twarz, niewiele osób to zrobi - odwrotnie niż w dzieciństwie. :)/M.

      Usuń

Dziękujemy za wszystkie komentarze!

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...