sobota, 31 sierpnia 2013

I tak nigdy nie będziesz idealny

Pomysł na dzisiejszy post wpadł mi do głowy dosłownie przed chwilą, podczas rozmowy z moim kumplem. Jest on człowiekiem, który swego czasu dużo schudł i teraz uprawia dużo sportu i bardzo dba o swoją rzeźbę. Miał dylemat, co robić dziś wieczorem. Po krótkiej rozmowie, w której przytoczył mi dwie opcje, z czego jedna mogła źle wpłynąć na jego wysiłki powiedział mi - nieważne - i tak nigdy nie będę idealny.

I wtedy mnie olśniło. To tak proste zdanie, a tak ciężko się do niego ustosunkować i je zaakceptować. Nigdy nie będziesz idealny! Możesz schudnąć albo przytyć, możesz zapuścić włosy albo je obciąć, możesz zmienić styl ubierania się, możesz zmienić muzykę, której słuchasz, ale nigdy, nigdy nie będziesz idealny.

W każdym człowieku drzemie potrzeba samodoskonalenia się. Każdy z nas ma pewne wady. Na przykład dziewczyny - jestem gruba. Spędza jej to sen z powiek i tylko tym się martwi. Może się ona zacząć odchudzać i może schudnąć. Ale potem spojrzy w lustro, po zrzuceniu zbędnych kilogramów i powie - moje ciało jest szczuplejsze, ale moje włosy są w tragicznym stanie i są za krótkie. I znów będzie się zadręczać brzydkimi włosami. Może zacząć o nie dbać, zapuszczać. A potem znów spojrzy w lustro i powie - jestem szczupła i mam piękne włosy, ale mam też za dużo pryszczy na twarzy. Albo mam za mały biust. Albo mój nos jest krzywy. 

Ludzie wynajdują w sobie niedoskonałości bez końca i naprawiając jedną rzecz, zaraz zauważają kolejną. Nieidealność goni nieidealność i nikt przed tym nie ucieknie. I nieważne, co nam powiedzą inni - jesteś piękna, jesteś przystojny, masz świetne nogi, masz takie umięśnione ciało. My i tak spojrzymy w lustro krytycznie.

Zdanie - i tak nigdy nie będziesz idealny - nie jest jednak wymówką do nicnierobienia. Jest to jednak świetny argument przeciwko katowaniu się dietami, przeciwko choremu odmawianiu sobie przyjemności i przeciwko ukrywaniu się ze swoimi kompleksami. Przeciwko cierpieniu i dołowaniu się. Doskonalenie się jest dobre, ale ma swoje granice. I jeśli chcesz schudnąć, ale uwielbiasz ciasta - nie odmawiaj ich sobie. Zjedz kawałek raz w tygodniu. On cię nie zabije, nie sprawi, że przytyjesz 200kg w tydzień, a poprawi ci humor. Ale nie olewaj całkowicie odchudzania i nie zjadaj kolejnych trzech kawałków. Jeśli chcesz się napić alkoholu na imprezie, ale ćwiczysz - napij się jednego piwa zamiast siedmiu i baw się dobrze. I nie przestawaj ćwiczyć. 

Nie poddawaj się w swojej drodze do doskonałości ale nie dokładaj sobie na niej kamieni i nie kop dołków pod sobą. Nie przestawaj iść, ale pamiętaj, że nie tylko to się w życiu liczy.

Nieraz spotkałam się z ludźmi, którzy byli cudowni w moich oczach. Piękni, zadbani, dobrze ubrani, inteligentni i mądrzy. I mieli całą masę kompleksów. I to nie takich udawanych, takich, dzięki którym mogą wyłudzić od kogoś komplementy. Ale prawdziwe kompleksy na punkcie swoich krzywych palców, które dla mnie były proste albo odstającego ucha, które wg mnie wcale nie odstawało. Dla nich to był ogromny problem.

Każdego z nas ludzie postrzegają inaczej. Jedni powiedzą, że jesteś super, inni, że większego idioty nie spotkali. Jedni powiedzą, że jesteś nieziemsko przystojny albo po prostu piękna, a drudzy, że nie mogą na ciebie patrzeć. Krytyczne opinie to nie powód do załamywania się. Na świecie są osoby, które patrzą na Ciebie i myślą - rany, jesteś świetny. A twój krzywy ząb może być dla nich kwintesencją słodkości i uroku - SERIO. I naprawdę takich ludzi jest dużo, nawet jeśli nie mówią ci o tym z różnych powodów. I jestem pewna, że mają rację. Wiem też, że chcesz w to wierzyć - i powinieneś.

Warto spróbować zaakceptować siebie. Nie w sposób - patrzę w lustro i widzę duże uda, ale będę mówić, że siebie akceptuję i lubię, bo uwielbiam jeść batoniki na obiad. Tylko w prawdziwy, zdrowy. Rozsądny! Zaakceptowanie tego, jakie się ma nogi, jaką figurę i jak się prezentuje. I jeśli jest chęć do zmian - jestem za. Chcę mieć mniejsze uda, więc poprawię swój sposób jedzenia. A może poćwiczę. I takiego batonika nie będę jeść codziennie na obiad. Ale go uwielbiam, więc zjem raz w tygodniu przy drugim śniadaniu. 

Piękno to dbanie o siebie. To depilacja, to pedicure, to mycie zębów. To dbanie o szczegóły - czyste paznokcie, nawilżone dłonie i gładkie pięty. To miękkie wargi i nierozdwojone końcówki włosów. Gdy człowiek jest czysty i pachnący, to nawet jeśli nie ubiera się w Pradę i Chanel, nawet jeśli zapach to nie Elisabeth Arden a mydło z Rossmanna i nawet jeśli jego rysy twarzy są odległe od ogólnie przyjętego kanonu piękna, jest już w nim coś, co drugą osobę może przyciągnąć. Nawet jeśli kilogramów jest za dużo, nawet jeśli cera jest nieidealna - łatwo to zaakceptować wiedząc, że dana osoba na przykład utrzymuje aktywny styl życia, a nie tylko siedzi po nocy i żre. Nawet jeśli kilogramy nie znikają. Albo że leczy swoją cerę i przemywa, i nakłada maści i się stara ją naprawić. Nawet jeśli poprawy nie ma.

Brzydota to w wielu wypadkach bezczynność i lenistwo, a więc świadomy wybór.

Nie katujcie się. Wśród moich znajomych jest bardzo wiele osób, które są zakompleksione bez żadnego powodu i odmawiają sobie ogromnej ilości rzeczy a przy tym po prostu jest im smutno. Podchodźcie do zmian racjonalnie. Zmiany mają uszczęśliwiać, dawać motywację a nie być kulą u nogi. I akceptujcie rzeczywistość. Ja będę próbować. 



czwartek, 29 sierpnia 2013

Garść książkowych recenzji

Wróciłyśmy! Zaraz zaczyna się rok szkolny - a wiadomo, klasa maturalna to nie przelewki. Szczególnie dla biolchemów z ambicjami na lekarski... :) Ale będziemy się starać nie zaniedbać naszego bloga.

Dziś przychodzę do was z przeglądem książek, które ostatnio czytałam - choć znajdzie się też parę starszych pozycji. Uwielbiam kryminały, horrory, ale także romanse, także myślę, że wielu z was może znaleźć coś dla siebie :) Jednocześnie dziękuję osobom, które mi poniższe pozycje poleciły! Na końcu zaś mały smaczek - dawno już go obiecywałam, ale nie było kiedy opisać. Zrobię więc to dzisiaj. :)


Tess Gerritsen - DAWCA

Dawca - Tess Gerritsen
Pierwsza książka napisana przez Gerritsen i pierwsza, którą od niej przeczytałam. Jak na debiut - genialna!
Stykamy się z dwoma światami. Jeden to rzeczywistość grupki rosyjskich chłopców, sprzedanych dla "lepszej rzeczywistości" amerykańskiej parce . Drugi to codzienność Abby DiMatteo, młodej pani chirurg na stażu. Postać z charakteru do złudzenia przypominająca Meredith Grey z Grey's Anatomy. Tak bardzo, że podczas czytania tej książki obie historie zaczynały mi się momentami mieszać. Obie panie nie są szczególnie fascynującymi osobistościami. Właściwie to mój jedyny zarzut do tej powieści - główna bohaterka jest pospolita i nudna. Tak czy tak, doktor DiMatteo podejmuje pewną medyczną decyzję, która przysparza jej wielu kłopotów. Oczywiście, kobieta widząc wiele niejasności drąży temat dalej. Odkrywa karta po karcie okrutne praktyki lekarzy, nielegalnie zarabiających na handlu organami. Zresztą, to nie jedyna rzecz, którą robią i która jest nielegalna...
Książka ma wiele zwrotów akcji, które są naprawdę zaskakujące. Niewiele z nich byłam w stanie przewidzieć, co jest wielką zaletą! Bardzo podoba mi się przenikanie dwóch światów - oba są fantastycznie wykreowane, rozbudowane i żaden z nich nie jest zaniedbywany.

Tess Gerritsen - AUTOPSJA 

Autopsja - Tess GerritsenDruga powieść Gerritsen, równie prędko pochłonięta, co pierwsza. Wg mnie lepsza ze względu na tempo akcji. Tutaj również przenikają się dwie historie, ale obie są o wiele bardziej dynamiczne i rozbudowane, niż w "Dawcy". Dodatkowo jest wiele makabrycznych i niesamowitych scen - to właśnie lubię! Jak już do niej przysiadłam, to nie mogłam się oderwać - wciąga z każdą stroną coraz bardziej.
"Autopsja" to historia o wiele bardziej poruszająca od "Dawcy". Jest tu dużo brutalności i dużo przemocy, bo książka opowiada o życiu dziewcząt z Wschodniej Europy, które, w pogoni za lepszym życiem, decydują się na nielegalny wyjazd do Stanów za pośrednictwem ludzi, którzy obiecują im godną pracę i ogromne szczęście. Kończy się to inaczej. Zostają niewolnicami - gwałconymi, bitymi i upokarzanymi. Żyją w świecie, w którym nie ma miejsca na nieposłuszeństwo i godność. 
Jednocześnie poznajemy rzeczywistość kolejnego szpitala, z tym, że tym razem od strony pacjentki, policjantki Jane Rizzoli, która lada chwila ma rodzić. Nie byłoby w tym nic fascynującego, gdyby nie to, że w tymże szpitalu jest przetrzymywana jako zakładniczka, a porywacze żądają dostępu do mediów, by przekazać ważną wiadomość...
Wielowątkowa historia, cudowne postacie ^^ oraz fantastycznie przedstawione ,fascynujące i tragiczne losy dziewcząt - za to Gerritsen ma u mnie ogromny plus. 

Marek Krajewski - KONIEC ŚWIATA W BRESLAU


Koniec świata w Breslau - Marek KrajewskiRównież pierwsza książka tego autora, którą przeczytałam. Nie do końca, bo... Nie dałam rady.
Opowieść jest o detektywie Mocku, który styka się z serią morderstw opatrywanych kartkami z kalendarza. Historia jest bardzo rozbudowana - wiele postaci, wiele wątków. Do ogromnych zalet tej książki mogę zaliczyć postać głównego bohatera - był po prostu świetny! Nieidealny, ale żaden tam zbuntowany geniusz (czyli wg mnie bardzo pospolity charakter). Postać, której profil psychologicznie jest bardzo dobrze zbudowany. Kolejną zaletą są fantastyczne opisy. Myślę, że Krajewski bardzo dobrze opisuje świat lat dwudziestych ubiegłego wieku. Zaprasza nas do świata hazardu, do świata, w którym rządzą pieniądze i siła. Czytając tę książkę miałam wrażenie, że rzeczywistość, którą przedstawia, jest szara, ale bardziej interesująca niż niejeden wielobarwny obraz.
Minusem tej książki jest to, że autor ją... przekombinował. Może gdybym czytała ją jednym tchem byłoby inaczej - ja jednak należę do osób czytających głównie w komunikacji miejskiej czy czekając na kogoś, ewentualnie po nocy - także w pewnym momencie postacie zaczęły mi się mieszać (szczególnie, że nazwiska są obcojęzyczne), miejsca mi się myliły, część wątków gdzieś mi uciekła. Dlatego też jej niedoczytałam - to była męka, bo i tak nie wiedziałam, o co chodzi. Zostało mi około 50 stron.
Mogę tę książkę polecić, ale przestrzegam - to nie jest książka na takie czytanie, jakie ja praktykuję, chyba, że jesteście superskupieni. Poza tym książka jest naprawdę w porządku.

Stephen King - SKAZANI NA SHAWSHANK
Stephen King - ZDOLNY UCZEŃ

Moja przygoda z Kingiem zaczęła się niepozornie. Nie sądziłam, że ten sześćdziesięcioletni mężczyzna tak uwiedzie moją wyobraźnię i tak pobudzi mój apetyt na czytanie. 
Przedstawiam wam dwa opowiadania z tomu "Cztery Pory Roku" - "Skazanych na Shawshank" i "Zdolnego Ucznia". Podkreślę, że nie oglądałam "Skazanych...", także nie ocenię przy okazji tego, co było lepsze. Widziałam jedynie urywki, więc powiem, że główny bohater w mojej wyobraźni był o wiele lepszy, niż filmowy, choć ten z ekranu odgrywał swoją rolę świetnie.
"Skazani..." to pierwsze opowiadanie, które przeczytałam. Większość z was wie, o czym jest. Mężczyzna dobry, uczciwy trafia do więzienia i poznaje zasady rządzące tym miejscem. Zdobywa szacunek ludzi z różnych grup, co zapewnia mu w pewnym momencie spokój i idealne warunki do wykonania swojego planu, ku zaskoczeniu wszystkich - łącznie ze mną.
"Zdolny Uczeń" to mniej znana opowieść Kinga. Bohaterów mamy dwóch. Amerykański nastolatek, który sądzi, że zjadł wszystkie rozumy, które z kolei rozbuchały jego ego do wielkości Mount Everestu, oraz ukrywający się,były komendant obozu koncentracyjnego z czasów II wojny światowej. Jako, że chłopak bardzo interesuje się tematyką hitlerowską postanawia nie wydawać starego Dussandera tylko szantażem zmusza go do opowieści, które zmieniają oblicze nie tylko chłopca, ale i samego Dussandera.
Oba opowiadania zawładnęły moją duszą i gdyby nie to, że czeka na mnie jeszcze stos książek wracałabym do nich bez końca. Zaskakują oryginalnością, szczerością, dopracowaniem szczegółów, ogromną wiedzą na temat opisywanych zjawisk i codzienności różnych ludzi. Dosadność i realizm opisów i sytuacji sprawiał, że nieraz unosiłam brwi w szoku i niedowierzaniu albo moją twarz wykrzywiał grymas obrzydzenia i zniesmaczenia. Gdybym miała wybrać, które opowiadanie było lepsze, chyba wzięłabym "Zdolnego Ucznia", gdyż jest to historia bardziej dynamiczna i ciekawsza ze względu na przemiany bohaterów. Co nie zmienia faktu, że "Skazanych..." pochłonęłam i była to opowieść fenomenalna.

Stephen King - 1922

Jastarnia. Ostatnie dni przed wyjazdem. Pieniążki zniknęły. Nie ma na jedzenie. Nie ma na piwo. Bieda, głód i halucynacje. Co robią Magda i Sara? Idą na stragany! Oczywiście widząc tanie książki nie mogłyśmy się powstrzymać i Sara zaopatrzyła się w fantastykę, a ja - w swój pierwszy tom opowiadań Kinga. I nie żałuję.
Finał opowiadania pierwszego - "1922" - mam jeszcze przed sobą, ale że już kończę, postanowiłam i tak wam je opisać. Całą historię opowiada Wilfred - farmer. Wilfred ma żonę Arlettę i syna Henry'ego/Hanka. Wszystko zaczyna się od konfliktu Wilfreda i Arlette o ziemię, którą Wilf ma po ojcu. Arlette kieruje się zupełnie innymi rzeczami w życiu - chce pieniędzy, chce się wyprowadzić do Omaha, chce żyć na poziomie. A Wilf? Nie chce sprzedawać ziemi, którą odziedziczył po ojcu ludziom, którzy, jak wielokrotnie wspomina sprawią, że krowom trzeba będzie wykopać studnię, by miały skąd pić wodę, bo z okolicznego strumienia nie będą chciały pić przez świńską krew i wnętrzności. Konflikt jest na tyle poważny, że w głowie Wilfa zaczyna rodzić się pewien plan. Jest przebiegły, jest podstępny i sprytny - i przerażający. 
King jest mistrzem opisywania rzeczy przerażających. I jak w "Zdolnym uczniu" zachwycił a jednocześnie przeraził moment wrzucania kota do piecyka i zdrapywania szczątek widelcem, tak tutaj w ten sposób działały na mnie sceny... może nie będę zdradzać... krwawe i sugestywne. Tak świetnie wszystko opisuje, że niejednokrotnie przerywałam lekturę, bo najzwyczajniej w świecie mnie zemdliło :D Ale zaraz wracałam, bo od tak wciągającej opowieści nie da się odejść na długo.

Jude Deveraux - DAMA

Romansidło. Także ostrzegam. Ale... Ta książka była taka niesamowita! Czytałam ją rok temu podczas wakacji w Chorwacji. Pochłonęłam w dwa dni. Przecudowna historia, barwne postacie, dużo śmiechu i dużo łez. 

Książka opowiada o perypetiach jednej z dwóch pięknych bliźniaczek - Houston. Dziewczyna ma wyjść za mąż, ale na skutek pewnego zamieszania jej chłopak myli ją z jej siostrą Blair... I ślub zostaje odwołany. Wtedy pojawia się nieokrzesany Kane - mężczyzna rodem z dzikiego buszu. Bez kultury, bez większych zasad. Nieogolony, ubrany w cokolwiek. Człowiek o twardej skórze dłoni i twarzy ogorzałej od słońca. Typowy samiec. Testosteron aż kipi - jest wybuchowy, czasem agresywny, porywczy. I on, taki człowiek dżungli, postanawia, że Houston będzie jego żoną. Houston - delikatna, chłodna i powściągliwa dziewczyna z dobrego, bogatego domu - totalne przeciwieństwo Kane'a. 
Wiecie, co mnie w tej historii zauroczyło? Po pierwsze, piękno otoczenia, w którym toczy się powieść. Lasy, wzgórza. Konie, piękne domy, powozy. Jednocześnie w momentami dużym przepychu nie brakuje tematów ważnych - głód, bieda, pomoc. Właściwie ten wątek był dla mnie największym zaskoczeniem. Książka ma też momenty ogniste, znacznie przewyższające poziom 50 twarzy Grey'a ;). Oraz takie, przy których dosłownie siedziałam i płakałam ze śmiechu. Nigdy chyba nie spotkałam się z powieścią, która byłaby tak wypełniona tak różnymi emocjami. I to w tej książce jest niesamowite. Angielska wersja tej powieści to "Twin of Ice" - podaję tytuł, gdyż z tego co widzę jest też "Twin of Fire" i tłumaczenie tej części to "Bliźniaczki". Tylko, że z tego co widzę tytuły są używane wymiennie. Nie wiem sama. Tak czy tak - polecam "Damę"!

Dorota Wellman, Paulina Młynarska-Moritz - KALENDARZYK NIEMAŁŻEŃSKI


Książkę poleciła mi moja kuzynka a propo rozmowy o kobietach, życiu i decyzjach, które akurat podjęła. Nie wiedziałam, jak się do tej książki zabrać. Jakoś nie wiedziałam, czego się spodziewać. I powiem wam, że na pewno nie spodziewałam się tego, że będzie to książka tak świetna.
Genialna w swej prostocie. W formie listów obie panie wymieniają poglądy na różne tematy. Feminizm, rodzina, kuchnia, święta, wyjazdy. Mężczyźni. Życiowe dramaty. Oceniają, myślą, czasem się zgadzają ze sobą, czasem nie. Ich teksty zmuszają człowieka do refleksji. Do zastanowienia się nad tym, czy nie mają czasem racji. A może do upewnienia się, że tę rację mamy my. Dzięki tej książce zrozumiałam, oczywiście w bardzo prosty i przyziemny sposób, czym jest feminizm. Czym jest siła, jakie powinny być relacje w rodzinie. Przyznam szczerze, że parę łez uroniłam. Tak czy tak. Czyta się genialnie. Naprawdę zachęcam, bo i forma bardzo przystępna, i treść fantastyczna.

E.L. James - PIĘĆDZIESIĄT TWARZY GREYA

Pięćdziesiąt twarzy Greya - Erika Leonard Gdy wzięłam się za te wypociny, ktoś zapytał mnie, czy nie szkoda mi czasu. Odpowiedziałam, że nie, bo jest to świetnie odmóżdżająca książka, którą wyśmiewałam praktycznie na każdym kroku. Oczywiście nie kupiłam jej - ani nawet nie pofatygowałam się po nią do biblioteki. Ściągnęłam ebooka i katowałam na nudnych lekcjach i w pociągu. 
Wiadomo, o czym jest książka - a jeśli nie, już mówię. Zaczyna się jak każdy amerykański romansik - czyli jest dziewczyna a'la Bella Swan - totalna memeja, sierota, która ma zadziwiającą zdolność (i jakże oryginalną) do zmieniania się w seksownego vampa dla typa, który mógłby mieć każdą i każdego też, a jednak wybrał taką głupią gęś.Grey, który bardzo lubi zabawy sado-maso i wyznaje podział na seks-"kochanie się" i seks-"ostre pieprzenie" jest marzeniem Anastazji, które oczywiście ona realizuje. Mamy więc przed sobą wiele stron opisów nędznych i pseudo-podniecających scen erotycznych. Wg mnie natomiast jedyne, co może być w nich podniecające to to, że Grey dominuje - a każda kobieta lubi, jak facet ją czasem weźmie w ryzy i powie - rób to i to i nie dyskutuj, kobieto. Każda kobieta lubi, jak jej mężczyzna jest zdecydowany, silny i męski. A Grey jeszcze jest przystojny. 
Co było irytujące? Przede wszystkim główna bohaterka. Totalnie nieogarnięta, dziewica, która nagle staje się boginią seksu oralnego. Cnotka, która jest w stanie zrobić dla swojego faceta WSZYSTKO, przy czym jest to bardzo żałosny sposób poświęcania się dla drugiej osoby. W tym jest mnóstwo wątpliwości, cierpienia i rozterek miłosnych. 
Irytujące były sceny erotyczne. Szczerze? Sądziłam, że będzie ostrzej. Sądziłam, że będzie się działo, że będzie ogień. Ognia nie było. Był za to wyciągany tampon i Święty Barnaba.

"Sięga mi między nogi, pociąga za niebieski sznureczek - że co?! - i delikatnie wyjmuje tampon, po czym wrzuca go do muszli klozetowej. O kuźwa. Święty Barnabo... Jezu. A potem jest już we mnie... ach!..."

ACH!
Sądzę, że książka zrobiła furorę tylko dlatego, że sprawa sado-maso jest przedstawiona nie jako temat tabu, ale coś, co może być przyjemne i satysfakcjonujące. Ja oczywiście bardzo chętnie bym poczytała książkę tego typu, ale... Nie w tak koszmarnie "zmierzchowej" formie.
Generalnie polecam ludziom, którym się bardzo nudzi. Którzy chcą się pośmiać, albo którym jest potrzebna taka odmóżdżająca lekturka. Chciałam wam zrecenzować też drugą część, ale pierwsze pięćdziesiąt stron mnie przerosło swoją głupotą. Wyłączyłam Readera, skasowałam pdfa i wróciłam do marnowania czasu w bardziej wyszukany sposób.
Jeśli natomiast ktoś szuka czegoś podniecającego - lepiej zrobicie włączając zwykłe porno w internecie. Ewentualnie osobom o bardziej "wyrafinowanym i delikatnym" guście polecam wyżej wspomnianą "Damę" - scen tego typu za wiele nie było, ale te, które się pojawiły bardzo, bardzo mi się podobały. :)




LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...