niedziela, 22 grudnia 2013

Pozwól im odejść.

"Ilu ludzi poznajemy za życia? Ilu wywiera na nas wpływ i vice versa?"
~Jonathan Carroll

Każdego dnia spotykam na swojej drodze dziesiątki ludzi. Mijamy się na ulicach, wymieniamy spojrzenia w autobusach i pociągach, a czasem nawet rzucamy do siebie parę ulotnych słów. Niektórych widzimy pierwszy i ostatni raz w życiu. Niektórzy zaś zostają na dłużej. 

W końcu jednak każdy odchodzi. I o tym już kiedyś pisałam. Że trzeba cieszyć się chwilami, które mamy, bo nic nie jest wieczne. Bez względu na czynnik - coś nas w końcu rozdzieli. I to już wiecie. Dzisiaj jednak chcę poruszyć ten temat od innej strony. W trochę innym stylu. Tekst nie profilaktyczny, a... a'la antybiotyk. Nie zapobiegawczy, a gdy już dzieje się źle.

Ludzie odchodzą. Tłumaczyłam wam to już i tłumaczyłam to też sobie nie raz i nie dwa. Za każdym razem jednak ból jest tak samo dokuczliwy. Jak bowiem poradzić sobie z tym, że jednego dnia opowiadasz komuś, co u ciebie, a następnego nie możesz nawet na niego spojrzeć? Nie możesz, bo ten ktoś nie chce, albo... bo sam tak naprawdę nie chcesz.

Gdy ode mnie odchodzi ktoś, kto buduje po części moje życie i moją codzienność, czuję ogromną pustkę w sobie. O tym też już gdzieś pisałam. To taka wielka dziura w rzeczywistości, czarna dziura, w której otchłań zwykle wpadam. Bo co z tego, że mam wokół grupę przyjaciół, skoro o swoim dniu chcę opowiedzieć właśnie tej osobie? Co z tego, że ta grupa przyjaciół może mnie przytulić i wyrwać na kawę, skoro chcę być przytulana i chcę tę kawę pić tylko z tamtą osobą? 

W pamięci pozostają wspólnie spędzone chwile. Na komputerze czy na ścianie - wspólne zdjęcia. I wiele innych skojarzeń. Niektóre są głupie, niektóre całkowicie oderwane od rzeczywistości, a niektóre totalnie sensowne. Kojarzy nam się wszystko. Książki, filmy, muzyka. Muzyka jest dla mnie najgorsza! Są takie piosenki i takie zespoły, które są tylko na jedną okazję. Mam tak z T.Love. Jak go słucham, myślę tylko o jednej, konkretnej osobie. Tylko po piosenki tego zespołu mam na playliście - bo dobrze mi się kojarzą.

Mnie najbardziej dobijały zawsze zbiegi okoliczności. 
Zbiegi okoliczności, które pojawiały się w najgorszym momencie. Gdy już miałam się lepiej, ten ktoś się pojawiał. Na przykład wpadałam na niego. Ostatnio zdarzyło mi się to nawet trzy razy pod rząd w ciągu kilku godzin - za pierwszym było mi źle, za drugim gorzej a za trzecim aż się zaśmiałam. :) Albo nagle uparcie gdzieś pojawia się jego/jej imię albo nazwisko - wszędzie. Albo - raz miałam przyjaciela, który pochodził z jakiegoś małego miasta pod Łodzią. Gdy nasze drogi się rozeszły, w tej jego łódzkiej dziurze działo się wszystko. WSZYSTKO. Jakby mało było takich wiosek na świecie. :) 


Te zbiegi okoliczności sprawiały, że czułam się koszmarnie, bo wszystko wracało. I im dłużej wracało tym bardziej byłam przekonana, że nie uda mi się z tego wyrwać.



Siedziałam i myślałam. Próbowałam zrozumieć. Dedukować. Wymyślić, co się stało i wytłumaczyć sobie całą tę sytuację. Przemyśleć swoje zachowanie.


I rozpaczałam. Nie mogłam się pozbierać przez to wszystko. I zastanawiałam się - dlaczego tylko ja cierpię i dlaczego tylko ja nie mogę iść dalej?


Odreagowywałam na różne sposoby swój ból i złość. Żyłam w ciągłym stresie i niepokoju i każda chwila oderwania była przeze mnie całkowicie wykorzystywana.


A wszystko tylko dlatego, że nie mogłam się uwolnić od koszmarnego poczucia rozbicia, pustki i tęsknoty, której nie mogłam pokonać - bo nie miałam jak.


Oczywiście, mogłam i mogłabym próbować wrócić do całej sytuacji. Trzeba jednak zrozumieć, że...


Niezawsze warto wracać do tego, co było. Niezawsze gra jest warta świeczki, niezawsze warto walczyć.  Nie dlatego, że tamta osoba jest tego niewarta. Choć często jest. Ale czasami trzeba iść do przodu. Zapomnieć, albo przynajmniej nie wspominać przez jakiś czas. Zacząć żyć własnym życiem, a nie życiem, które stworzyliśmy z tamtym czlowiekiem.

Czasami też warto poczekać na ruch drugiej osoby. Nie wiecznie. Ale jakiś czas. Moją granicą jest Sylwester. To dobra data, bo taka... równa. Zacznie się wszystko na nowo łącznie z nowym rokiem. Warto ustalić sobie granicę. Do kiedy czekamy. Bo ludzie zmieniają zdanie - każdy bierze to pod uwagę, szczególnie ktoś, kto tęskni.  Byle nie czekać za długo i gdy nadejdzie ta chwila, by się zebrać i pójść dalej - właśnie to zrobić.

Może też należy pogodzić się z tym, co się stało. Nie znów "brać sprawy w swoje ręce" tylko z pokorą przyjąć to, jak jest. Nie wyszło. To się zdarza. Nie wszystko w naszym życiu będzie szło po naszej myśli, bo inni ludzie mają na nas ogromny wpływ nawet jeśli się od niego jak najbardziej odcinamy. I oni mają też swoje myśli. A coś takiego jak relacja nie jest sprawą jednostronną, zależącą tylko od nas. Szanujmy wybory innych ludzi, ale niech ponoszą oni ich konsekwencje. Nie ratujmy ich przed nimi.

Tęsknota to część procesu "moving on". To, że tęsknimy nie znaczy, że potrzebujemy tych osób na nowo w naszym życiu. To po prostu część ich przemijania. Sentyment i ból czyni nas ludźmi, nie nieczułymi robotami.

Poza tym, warto pamiętać, że...


Mnie bardzo ten fakt pociesza. Że to, że ktoś teraz odchodzi nie znaczy, że już nigdy z nim nie porozmawiam. Życie jest tak zagmatwane i tak różne, że równie dobrze za dwa dni może się wszystko diametralnie zmienić. Szansa na to jest taka sama, jak na to, że coś się zmieni za 20 lat albo nie zmieni w ogóle. Nigdy nic nie wiadomo. A ja mocno wierzę w przeznaczenie. Wiem, że jeśli ktoś jest mi pisany, to pewnego dnia jeszcze będzie szedł u mojego boku. A jeśli nie jest, to dobrze, że nasze drogi się rozeszły - bo po co dalej mielibyśmy iść razem?

I tego się trzymajmy.






Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Dziękujemy za wszystkie komentarze!

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...