sobota, 14 grudnia 2013

Daj sobie czas.

„Nie rozumiem, dlaczego niektórym ludziom się tak spieszy, przecież wystarczy jeszcze trochę poczekać.”
~Ken Kesey

Są takie chwile, kiedy myślimy, że nie damy sobie rady. Kiedy problem nas przytłacza tak bardzo, że nie potrafimy iść do przodu i nasze życie kręci się między „okej, idę dalej!” a „znowu nie dałem rady”.

Jestem teraz w takim miejscu. Postanowiłam, że trzeba ruszyć przed siebie i przestać patrzeć w tył. Jako, że nie miałam wielu opcji do wyboru, rzuciłam się w wir nauki maturalnej. Zrobiłam sobie plan, mam kalendarz, mam wypisane tematy do powtórki, ustawiam sobie odpowiednio kursy, tak, by ze wszystkim zdążyć. I jest super.

Ale przychodzą takie chwile, kiedy przeszłość nie tylko prędko przemyka przed oczami, ale stoi dłuższą chwilę w polu widzenia; stoi i patrzy się, a czasem nawet podchodzi i daje w twarz. Albo jej nie widać, a nagle podstawia nogę. I się potykasz i czasem nawet upadasz. Czasem nawet często…

Każda porażka dobija cię tak bardzo, że wracasz do punktu wyjścia. Już nie chodzi o to, co ci się nie powiodło – zawalona klasówka, nienadrobione zaległości, pochłonięty milion kalorii. Tylko o to, co się stało pierwotnie. I idzie lawinowo. Łatwo się z tą lawiną stoczyć i zwykle to robimy. Często nie mamy na to wpływu.

Do tego dochodzą znajomi, nasi kibice. Którzy nas wspierają, którzy nas pchają do przodu i których w pewnym momencie czujemy, że zawodzimy. I że mają nas dosyć, bo w końcu ile można o czymś gadać i ile coś przeżywać? Kibice oczekują od swoich faworytów sukcesów. A my wciąż spadamy, spadamy, spadamy…

Wiesz… W pewnym momencie śnieg się kończy i te lawiny są coraz mniejsze. Wciąż spadasz, ale łatwiej wchodzisz z powrotem na szczyt i spadki są mniej brutalne. W końcu także zaczynasz utrzymywać się na nogach, może nawet udaje ci się jakieś lawiny ominąć.

W tym wszystkim kluczową rolę odgrywa czas. Nic nie dzieje się od razu. Jeśli kochasz, czy to przyjaciela, czy partnera, czy kogokolwiek innego, nie przestajesz kochać z dnia na dzień. Nic nie dzieje się na pstryknięcie palcami. Na wszystko potrzeba czasu, potrzeba wyciszenia, opadnięcia emocji. Podeschnięcia całej sprawy. Dystansu, którego nie nabiera się przez rozmowy czy przez myślenie, ale przez powolne odrywanie się. Kawałek po kawałeczku.

Wiadomo, że każdy chciałby sobie ze wszystkim poradzić momentalnie. Chciałby, żeby okres „żałobny” kończył się po określonym przez siebie czasie, a potem hulaj dusza. I po sprawie. Nie tak to wygląda. Zanim dojdziesz do momentu, w którym przestaniesz tęsknić, w którym przestaniesz się sam masochistycznie dręczyć wspomnieniami i nadziejami, jeszcze nie raz, nie dwa gorzko zapłaczesz. Rzucisz niejedno złe słowo i niejeden talerz.


Rzecz w tym, by sobie na to pozwolić i zrozumieć, że to normalne. I by otaczali cię ludzie, którzy też to rozumieją i którzy będą ocierać ci łzy, zatykać uszy na niechciane słowne zaczepki i uchylać głowy przed latającymi naczyniami. Jeśli nie będą tego robić, będą cię niszczyć, bo będziesz się czuć jak histeryk, masochista i kandydat do wariatkowa. I twoi przyjaciele i ty musicie zrozumieć – żal jest normalny i na żal trzeba mieć czas. Trzeba pozwolić sobie cierpieć, płakać, krzyczeć. Wyrzucać z siebie to, co złamane serce produkuje.


Za kilka miesięcy jest ogromna szansa na to, że nie będziesz pamiętać o tym, nad czym dziś płaczesz. 




1 komentarz :

  1. "...płynie czas i zagaja rany,przysięgam wam. Tylko dajcie mu czas, dajcie czasowi czas"

    OdpowiedzUsuń

Dziękujemy za wszystkie komentarze!

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...