piątek, 6 grudnia 2013

Final solution- czyli jak jedna sekunda zmienia wszystko.



Są takie rzeczy, które sprawiają, że niektóre zjawiska stają się rzeczywiste. Proste, małe symbole. Obrazy zasugerowane. Wyrażające ostateczność pewnych decyzji, koniec jakichś ważnych momentów. 

To nie muszą być wielkie rzeczy. Wyrzucenie prezentu, zdjęcie bransoletki, nawet głupia zmiana statusu na facebooku. To wszystko ma w sobie taką cząstkę, która mówi "cholera, jednak nie będzie ok". I obojętnie jak bardzo nie będziemy się do tego przyznawać, jak bardzo będziemy się wypierać i pozornie wyśmiewać, to i tak nas rusza. Bo ostateczność dociera do głębi, niezależnie od tego jak ludzcy czy nieludzcy jesteśmy. I jak bardzo mówimy sobie, że nas to nie obchodzi.

Wszystko zaczyna się od jednej rysy na szkle. Jakiejś kłótni, głupiego nieporozumienia, czegokolwiek. 

Potem jest już tylko gorzej. Bo niby wszystko można wyjaśnić, ale czasem zostaje jakiś żal, jakaś mała drzazga. Bo nie powiedzieliśmy wszystego, bo nawet po rozmowie nic się nie zmieniło. Albo okazuje się, że ktoś nie potrafi wytrwać, być przy nas kiedy tego potrzebujemy, bo ważniejsze jest coś innego. Bo jest trudno, bo akurat nie spotkaliśmy się w odpowiednim czasie i miejscu. Bo czasem wysiada empatia, czy zwyczajnie ktoś miał więcej na swojej głowie i wybrał tak a nie inaczej.

Następuje cisza. Najgorsza. Cisza jest straszna, jeśli czujesz wiszące w powietrzu napięcie. Trzeba sobie z nią radzić. Następuje lekka wojna charakterów. Bo kto tym razem będzie musiał wyciągnąć rękę? 

Idąc tym tropem, kolejnym etapem jest 'ostateczność'. Ktoś robi mały ruch, który wbrew pozorom jest ruchem bardzo definitywnym. Może jak głośno powiesz co to było, to będzie śmieszne. Ale dla osób zainteresowanych jest to istotne, poruszające, znaczące.

Boli, dotyka i sprawia, że nawet jeśli mieliśmy ochotę przerwać tę ciszę to już nam sie odechciało. Bo padło jedno słowo za dużo, bo oddaliśmy koszule, bo sytuacja stała się nie do wytrzymania.


Jakie płyną z tego wnioski?
Ja jestem asekurantem, nie potrafie robić finałowych gestów. Ale zawsze boli mnie, kiedy ktoś je robi. Bo są przykre. Ostateczność nie jest zbyt miła.
Choć patrząc na to z perspektywy czasu może ostateczność jakiegoś zdarzenia była dla nas dobra.
Niestety nie zawsze tak jest. Po takich złych decyzjach pozostaje niesmak. Więc ja chyba jednak zostane przy swojej pozycji "a może jednak". Bo palenie mostów za sobą nie jest moim ulubionym zajęciem. Nie jestem piromanem.



Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Dziękujemy za wszystkie komentarze!

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...