niedziela, 9 czerwca 2013

Czy warto wyjaśniać?

Każdy z nas ma w życiu sprawy, za które nigdy się nie wziął i które czekają na rozwiązanie. Takie sprawy, które często nawet nie są trudne, w których mamy jasno określone stanowisko... ale które dziwnie jest zakończyć, głupio jest wytłumaczyć.

Przyjaciele, z którymi trwa cisza.
Dziewczyny i chłopaki, pozostawieni bez odpowiedzi.
Bliscy, z którymi nie porozmawialiśmy.

Sytuacje, których nigdy nie wyjaśniliśmy.
Odpowiedzi, których nigdy nie udzieliliśmy.
Pytania, których nie zadaliśmy.

Ja nie umiem zostawić pewnych rzeczy samym sobie. Jak już to robię, to zawsze co jakiś czas wracam myślami do tamtych spraw i myślę - a może się odezwać? Może wytłumaczyć? Może odpowiedzieć? Może wyjaśnić?

Zawsze się zastanawiam. Może nie warto palić za sobą mostów? I to w dodatku tak pośrednio? W końcu nikt nikomu nie powiedział, że nienawidzi drugiej osoby. Nikt nikogo nie zdradził... Generalnie nie stało się nic aż tak złego, ale jednak... Ale jednak trwa cisza, ale jest spięcie, ale coś jest niewyjaśnione. Tkwi w relacji jak drzazga. I przypomina o sobie przy każdej możliwej okazji. W relacji ważnej dla nas. W miłości, w przyjaźni. W rodzinie. 

Skoro tak uwiera, czemu tak trudno jest odezwać się i wyjaśnić sprawę? 

Choć jestem furiatką, nie jestem typem obrażalskim. Szybko się złoszczę, ale równie szybko mi wszystko przechodzi. Nie umiem się gniewać. I nie mówię tego, co ślina na język przyniesie. W kłótniach zawsze mówię wszystko szczerze, tłumaczę, przedstawiam sprawę tak, jak wygląda z mojego punktu widzenia. Emocje emocjami, ale dość świadomie dobieram słowa, które mówię. Nie znoszę się kłócić, nie znoszę ciszy i nie znoszę sytuacji, w których czegoś nie rozumiem. 


I teraz trochę prywaty wprowadzę. Bo w sumie dlaczego nie. Lepiej zobrazuję problem.

Wokół mnie jest osoba, z którą bardzo długi czas utrzymywałam bliski kontakt. Przez jedną awanturę urwał się on na tyle, że nie jesteśmy w stanie na siebie spojrzeć i się ze sobą przywitać. Od trzech miesięcy.

Czy to wciąż złość? Na pewno nie. Nie z mojej strony i myślę, że ze strony tej osoby także nie. Więc co to? Niechęć? Chyba nie, bo dlaczego? Zawód? Nie sądzę, nie trzymałby nas tak długo. Pretensje? Chyba też nie.

A może... Duma? Tak. Czuję się zbyt dumna, by przeprosić. Dumna, bo gdy wracam do tej sytuacji uważam, że miałam rację. Dumna, bo czuję się trochę urażona. Ale nie na tyle, by wszystko przekreślić. Duma po raz pierwszy powstrzymuje mnie aż w takim stopniu. Myślę, że ta osoba też ma z tym problem.

Ktoś musi wyciągnąć rękę. Niby jest to oznaka dojrzałości, niby nie świadczy o tym, że przyznaje się do błędu, tylko że chce się pogodzić. Ale... wyciągając rękę przyznajesz, że brakuje ci drugiej osoby. Niby nie ma w tym nic złego. Ale skoro nie ma, dlaczego ludzie czują się zawsze upokorzeni, gdy to robią? Dlaczego na myśl o tym, że miałabym się ukorzyć (właśnie, ukorzyć!) aż mnie ściska w gardle?

Ludzie boją się odrzucenia. Ja też się boję. Boję się, że pokażę, że mi zależy i usłyszę "idź stąd". To boli bardziej niż cisza, choć sytuacja jest jasna. Ludzie boją się pokazać, co czują, bo dają drugiej osobie na siebie haka. Ona wtedy może albo cię przytulić, albo wbić ci nóż prosto w serce. 

A może źle do tego podchodzę? Może przychodząc po zgodę wcale nie trzeba okazać drugiej osobie, że się przyznaje do błędu? Może słowo "przepraszam" nie musi oznaczać, że wypieram się swojej racji i że zgadzam się z tą drugą osobą? Może to oznacza "jesteś dla mnie ważniejsza/ważniejszy niż ta kłótnia"?

Odpowiedź na pytanie, czy warto wyjaśniać, jest łatwa (czyli - tak) dopóki nie znajdziemy się w sytuacji "wyjaśnić czy nie". A może to my sobie sami komplikujemy sprawę? Niby lepiej zrobić coś, a potem żałować, niż nie zrobić i żałować, że się nie zrobiło. Ale człowiek się waha. Waha się, bo czuje, że to nie ma sensu? A może boi się, bo wyjaśnianie jest trudne, bolesne i nieprzyjemne?

Pomyślcie o tym. Jeśli wymyślicie coś ciekawego, dajcie mi znać.

IM DŁUŻEJ TRWA CISZA, TYM CIĘŻEJ JĄ PRZERWAĆ.
Stephen King


12 komentarzy :

  1. Temat wybitnie ciężki. Bo odpowiedź jest prosta: nie ma dobrego wyjścia. Nawet jak kogoś znasz latami to może zaskoczyć. Ja ostatnio zauważyłam, że zaufanie jest przereklamowane. Szczerość - przereklamowana. A najgorsze ze wszystkich jest przywiązanie. Ale odpowiadając na pytanie z tematu bez lecenia przykładów z mojego pesymistycznego życia: nie warto wyjaśniać. Chyba, że wyjaśnienie się wiąże z definitywnym końcem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nic nie jest czarne lub białe. Widzę, że ta teoria potwierdza się w kolejnym aspekcie życia...
      To prawda. Nie warto ludziom ufać, nie warto powierzać całego siebie. Ostatnio usłyszałam to od koleżanki i im więcej o tym myślę, tym bardziej się zgadzam. Nikt nie powinien być dla nas ważniejszy od nas samych. To smutne.
      Czy wtedy jest sens wyjaśniać, skoro właściwie koniec nastąpił?

      Usuń
    2. Mi się wydaje, że mimo wszystko warto ufać ludziom. Zajmując się tylko własnymi sprawami i samym sobą, człowiek zamyka się na możliwości, jakie daje nam świat. Nie da się przeżyć życia w pełni, będąc samym. Może łatwo mi mówić, bo jak patrzę na ludzi wokół mnie to czasem myślę sobie, jakie miałam cholerne szczęście, że ich spotkałam. I mimo że kłócimy się naprawę ostro, wytykamy sobie błędy, to przepraszamy się i wybaczamy sobie. To jest piękne i naprawdę oczyszcza atmosferę. Wystarczy tylko znaleźć odpowiednich ludzi, a gdy pojawiają się pierwsze problemy nie odpuszczać, bo wtedy własnie rodzą się prawdziwe relacje ;)i owszem, czasami można się sparzyć, kiedy okazuje się, ze zaufaliśmy nie tym, którym powinniśmy... ale czym jest życie bez bólu?

      Usuń
    3. Hmm. Może źle to ujęłam. Nie warto ludziom ufać w pełni. :)

      Masz rację. Ludzie wokół są potrzebni, bez nich nic nie byłoby takie same. Ale dbając o innych, wiecznie patrząc na ich wygodę, na ich dobro i ich przyjemność... Przestajemy żyć swoim życiem. Kto o nas zadba? Nie ma sensu liczyć na to, że ktoś inny. Trzeba się samemu o to martwić. Może należy zachować "złoty środek". Raz kolega powiedział mi, że gdyby ludzie byli egoistami, byłoby lepiej. Nie jest to takie głupie stwierdzenie.

      Życie bez bólu nie ma sensu. To prawda. I tu pytanie - jak sobie radzić w sytuacji spiny? Gdy pojawia się problem, gdy się mocno sparzą obie strony. Ciągnie je do siebie, ale w sercach jest żal, jest smutek, jest strach. Jest chęć relacji i niechęć do drugiej osoby. Mimo miłości.

      Usuń
    4. Zgadzam się z Tobą w 100%. Nie można całkowicie poświęcać się drugiej osobie, bo wtedy zapominamy o sobie, co też w pewnym momencie zaczyna nam doskwierać. W kontaktach międzyludzkich po prostu wystarczy pamiętać o zasadzie coś za coś - ja komuś daję część mnie i tego samego oczekuję.

      Wiadomo - nikt nie osiągnął sukcesu myśląc o innych. Dlatego powinniśmy być czasem egoistami. Ale nie aż w takim stopniu, by w ogóle przestać myśleć o innych ludziach, bo w pewnym momencie okaże się, ze mamy wszystko prócz miłości.

      Zabrzmi banalnie, ale w takich momentach potrzebna jest rozmowa. Poważna, w czasie której powiemy wszystko, co czujemy i co nam przeszkadza. Trzeba pokonać lęk i stanąć oko w oko z problemem, jaki powstał. Nie jest to proste, ale wiadomo - najbardziej wartościowe rzeczy w życiu nigdy nie przychodzą łatwo ;)

      Usuń
    5. Też wychodzę z założenia, ze coś za coś. Tylko... wtedy przychodzi kolejny problem. Wyliczanie sobie. :) Niby nie, ale... :) Jedno rozwiązanie pociąga za sobą setki problemów wymagających kolejnych rozwiązań! Straszne.

      Są ludzie, którzy kochają egoistów. Egoiści też mogą kochać, tak sądzę. Oni po prostu są skupieni na swoim sukcesie. Para egoistów, którzy żyją ze sobą, są na sobie skupieni i nie potrzebują niczego od drugiej osoby. Niby niezdrowe, ale może wcale nie? Jeśli ci ludzie nie czują żalu do siebie, że nie są sobie poświęceni? Ale jednocześnie żyją razem w zgodzie, szczerości itd. To chyba może wypalić. Ale egoizm jest postrzegany jako odstępstwo od normy. Tak sądzę.

      Mamy bardzo podobny pogląd na sprawę. To fajne. :) Ja też sądzę, że rozmowa jest kluczem do wszystkiego. Waham się tylko zawsze, czy WARTO tego klucza użyć.

      Usuń
    6. Oj, wyliczanie sobie, to rzeczywiście wielki problem! Szczególnie, kiedy jest się z kimś blisko bardzo długo, bo wtedy ma więcej rzeczy do wypomnienia.

      Hm, są tacy ludzie, są. Sama niestety (a może stety?) jestem altruistką i sparzyłam się, wchodząc w relacje z egoistami. Mogą kochać, owszem, ale ranią drugą osobę nie poświęcając jej czasu i samego siebie. Dwójka egoistów? Tak, to mogłoby zadziałać. Mam wrażenie, że jest coraz więcej egoistów i takich związków na świecie. Jednak czasem zastanawiam się, czy tacy ludzie potrafią naprawdę żyć? Naprawdę czuć, naprawdę cieszyć się czy smucić? To jest ciekawe.

      Fajne, fajne :). Według mnie zawsze warto, bo wtedy wszystko staje się jasne i przejrzyste.

      Usuń
    7. Właśnie. I co wtedy? Jak postępować? Wyliczać, czy nie wyliczać?

      Myślę, że potrafią. Po prostu oni się cieszą z samych siebie. Ze swoich sukcesów, ze swojego wyjścia z innymi. Nie czują radości dzieląc się czymś czy dając komuś. Mają inne jej źródła. Sądzę, że to kwestia przyzwyczajenia i w zasadzie musi to być całkiem przyjemne. Ja uwielbiam innym coś dawać - radość jest bezcenna. Ale to chyba też trochę zaspokajanie swojej pychy. :)

      Zgodzę się. Nic nie działa tak dobrze, jak jasna rozmowa.

      Usuń
    8. Czasami chyba warto sobie wyliczyć, bo przynajmniej wiemy na czym stoimy. Oczyszczenie atmosfery i te sprawy. Ale nie można z tym przesadzać, bo w pewnym momencie każdy ma dość. Jak zwykle - "złoty środek".

      Hm, może i tak. Jak wiadomo - punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Ja nie wyobrażam sobie tego, że nie dzielę się radością z osiągniętego sukcesu z innym człowiekiem. Oj zdecydowanie! Mimo wszystko, ego też daje o sobie znać ;)

      Usuń
    9. I tu kolejna sprawa. Bo można mieć dość wyliczania sobie i sprawdzania się nawzajem. A można mieć dość tego, że okazuje się, że druga osoba robi więcej dla nas, niż my dla niej, albo odwrotnie.

      Ja myślę, że egoiści robią to - dzielą się swoimi sukcesami, ale nie cieszą się z innymi z ich sukcesów. Po prostu ich one nie obchodzą.

      Usuń
    10. To też racja. Dlatego chyba najlepszym wyjściem jest mówienie od razu, że coś nie pasuje. Chociaż czasami się nie da, bo boimy się, że druga osoba uzna to za "czepianie się"... i to też jest problem. Ogólnie relacje międzyludzkie to jeden wielki problem. Trzeba więc umieć wspólnie znaleźć na niego rozwiązanie ;)

      W sumie masz rację. W końcu ich ego musi znaleźć gdzieś ujście.

      Usuń
    11. No właśnie! Ile razy można mieć jakieś żale. Wspomnisz raz, drugi, trzeci, potem usłyszysz, że wybrzydzasz. No ciężko. A jeszcze ludzie są tacy dziwni...

      Właśnie tak. :)

      Usuń

Dziękujemy za wszystkie komentarze!

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...