niedziela, 20 stycznia 2013

Nie masz pieniędzy? Idź do pracy!

Dzisiejszy post jest czystą opisówką, bo kompletnie żadnych obrazków nie mogłam znaleźć. Ale to nic, mam nadzieję. :)

Większość z nas pochodzi z rodzin, którym powodzi się umiarkowanie dobrze - nasi rodzice mają stałą pracę, mieszkamy w średniej wielkości mieszkaniu czy domu, co roku mniej więcej udaje nam się gdzieś wyjechać. Nasi rodzice dają nam pieniądze, gdy chcemy iść na imprezę, na spotkanie czy potrzebujemy jakiś ciuchów. Możemy sobie pozwolić na sporo naszych zachcianek. 

Właśnie... Tylko wiecie? Rodzice nie są kopalnią pieniędzy. Dodatkowo, branie ich od nich ma swoje wady - musimy się tłumaczyć, na co chcemy, ile to kosztuje, a przy okazji gdzie idziemy, z kim, po co, dlaczego i tak dalej. Zdarza się też tak, że marzy nam się przepiękna sukienka albo nowe sportowe buty, ale są to rzeczy tak drogie, że nasi rodzice nie myślą nawet o tym, by nam to kupić. Sama do tej pory pamiętam sytuację, jaka miała miejsce przy okazji balu w gimnazjum - znalazłam idealną, przecudowną sukienkę, która idealnie na mnie leżała, bardzo mi się podobała i po prostu się w niej zakochałam, a w dodatku miałam na nią zniżkę. Jednak cena wciąż była wysoka... I choć się udało mamę przekonać, to poza tą ceną, BARDZO dużo czasu i nerwów (nie tylko moich zresztą, bo mamy też) ta sukienka mnie kosztowała.

Moje doświadczenia z pracą zaczęły się dość wcześnie... W wieku 13 lat? Może 14. Moja pierwsza "praca" była dość banalna - opiekowałam się córką mojej sąsiadki (sąsiadki o ogromnym sercu i w ogóle), więc zapłata była nieadekwatna do czasu i obowiązków, które zostały mi przydzielone. Ale przecież nie ma na co narzekać, bo było to na moją korzyść! I pieniądze były, a ja mogłam trochę zaznać "wolności finansowej" w postaci kupienia sobie pięćdziesiątej pary kolczyków albo innej pierdółki, która w tamtym czasie była mi nieziemsko niezbędna. Tą córką zdarzało mi się opiekować przez kilka najbliższych lat. Teraz już jest w gimnazjum, także opieka jej niepotrzebna z mojej strony, jednak gdybym znów miała się podjąć takiej pracy - czemu nie? 

Później tej samej dziewczynie udzielałam korepetycji z angielskiego. Miało to miejsce w 2011 roku przez jakieś dwa miesiące.
Praca korepetytora jest pracą wymagającą, gdyż trzeba mieć szeroką wiedzę z danego tematu, ale dodatkowo też umiejętność tłumaczenia tego, co się wie na wiele sposobów. A dobrze wytłumaczyć można tylko wtedy, jak się coś dobrze rozumie.Trzeba być komunikatywnym, pozytywnym, opanowanym i cierpliwym, a jednocześnie konsekwentnym i dokładnym. Często też przygotowanie na półtoragodzinne zajęcia zajmuje tyle samo czasu. Ja na korepetycje zawsze przygotowywałam dużo zadań, przykładów, tekstów, słówek, opracowywałam sobie tematy do rozmów i planowałam przebieg takich zajęć. Każda chwila musi być wykorzystana.

Następną pracę, jaką miałam, załatwiła mi moja kuzynka - w agencji reklamowej. I to już była taka pierwsza poważna sprawa - obca firma, umowa, przelewy. I tak dalej.
Jak mogę podsumować pracę hostessy? Pracuje się od 6 do 10 godzin, cały czas z klientami. Trzeba do nich zagadywać (co dla mnie na początku było KOSZMAREM), rozmawiać z nimi, można się czasem pokusić o dyskusję. Należy posiadać umiejętność przekonywania i wpływania na innych. Do tego szeroki uśmiech, schludny wygląd i możemy podbijać świat. Wady? Zdecydowanie nuda, bolące nogi (i to jak...) oraz nierzadko po prostu chamska i nieprzyjemna obsługa danego sklepu. Klienci też potrafią dopiec, ale to z pracownikami jest większy problem. Zalety na szczęście wynagradzają wszelki trud - dobre pieniądze za niewielki wysiłek, ciągły kontakt z ludźmi, dużo rozmów, dużo uśmiechu, dużo miłych spojrzeń. Dzień w pracy zawsze dla mnie był dniem pozytywnym, bo nie ma tam czasu na zamartwianie się. Dodatkowo ludzie są z reguły uprzejmi i sympatyczni i z chęcią się z nimi rozmawia. Lubię tę pracę, bo to pierwsza taka "prawdziwa". 

Teraz mam natomiast kolejne zajęcie. Moim pracodawcą jest mama mojego przyjaciela, trenerka fitnessu, która potrzebowała edytora tekstów na swoją stronę. Dostaję więc teksty o tematyce takiej biolchemowej i je poprawiam. Powiem szczerze, że to chyba najprzyjemniejsza praca - nie dość, że robię co lubię, to w dodatku wiem, że dobrze mi to wychodzi.Jest z tego naprawdę dużo pieniędzy. Pracuję też w zgodzie z samą sobą. Na akcjach często miałam poczucie, że wciskam klientom produkty, których ja sama bym nie kupiła z powodu ceny, jakości lub po prostu "bo nie". Czuję się bardzo dumna z powodu tej pracy, bo choć może nie jest to nic ambitnego, to dzięki temu ćwiczę to, co mi jest potrzebne, by lepiej pisać. I naprawdę to lubię.

Te formy pracy, z którymi ja miałam do czynienia (opiekunka, korepetytorka, hostessa, edytorka tekstów) stanowią niewielki procent wśród wszystkich zajęć, których możecie się podjąć. Z tego co się orientuję, by zacząć pracę trzeba w większości wypadków mieć ukończone 16 lat i zgodę rodziców. Szukać pracy można wszędzie, ale zalecam ostrożność - lepiej po znajomości lub w znajomych firmach. Trzeba też się rozeznać w sprawie - ja na przykład przed podjęciem pracy hostessy sprawdziłam standardowe stawki, warunki pracy, co muszę ze sobą mieć, na co uważać, gdzie jest dobrze pracować i których firm unikać. Jeśli bierzecie się za obcą firmę, nie zaczynajcie pracy bez przeczytania (DOKŁADNEGO PRZECZYTANIA) umowy. Nie podpisujcie jej, jeśli czegoś nie rozumiecie i coś jest dla was niejasne. Upewnijcie się też, że firma jest wypłacalna. Na spotkaniu ze swoim pracodawcą wykreujcie się też na osobę stanowczą, pozytywną, zdecydowaną, obeznaną w sprawie - ludzie nieorientujący się w sytuacji są łatwym celem dla kanciarzy i oszustów. Bądźcie śmiali, zadawajcie pytania i pilnujcie terminów - jeśli wpłata miała być przelana 20 stycznia, a 21 stycznia wciąż jej nie ma, od razu dzwońcie i grzecznie, ale stanowczo pytajcie - nie dawajcie się zbyć i pilnujcie swoich spraw, bo nikt za was tego nie zrobi. Ludzie pełnoletni mają łatwiejszą sytuację, gdyż wiele firm nie nawiązuje współpracy z ludźmi młodszymi niż 18 lat. Mogą więc znaleźć pracę w sklepach (odzieżowych, spożywczych, z meblami, w księgarniach, papierniczych itd), w wielu firmach i zakładach, w kawiarniach a także w miejscach takich jak kina czy teatry - nawet jako sprzedawcy biletów. Kurierzy, modelki, ochroniarze, kanarzy, kelnerzy, sprzątacze, konsultantki. Szukanie pracy nie jest łatwe, dlatego trzeba być pozytywnie nastawionym, otwartym, należy łapać się każdej okazji i od razu sprawdzać, z czym ma się do czynienia i szukać, szukać, szukać! Nie ma co wybrzydzać, jeśli się chce pieniędzy - żadna praca nie hańbi. Pracodawcy i współpracownicy uwielbiają osoby ambitne, pozytywne, energiczne i chętne do pracy i to właśnie tacy ludzie często dostają premie i najlepsze zlecenia. Jeśli nie chcecie pracować u kogoś, zawsze możecie sami coś zorganizować - znam wiele dziewczyn, które robią własną biżuterię i sprzedają, albo chłopaków, którzy kupują jakieś rzeczy (i czasem je też ulepszają) a po pewnym czasie sprzedają i tak w kółko. Taka mini inwestycja. W serialach często widzimy, jak dzieci koszą trawniki, pomagają starszym osobom w zakupach czy robią coś podobnego. To też czegoś uczy! 

Zdarzało mi się, że słyszałam od niektórych ludzi teksty typu "rodzice mi powiedzieli, że nie muszę pracować i oni mi dadzą" albo "ja nie muszę pracować, rodzice mają dość pieniędzy by mi dać co chcę, więc ci współczuję". Szczerze? To ja współczuję im. Bo praca to doświadczenie, które najlepiej zdobyć jak najszybciej. To nauka szacunku, pokory, dokładności i sumienności. To nauka punktualności, odpowiedzialności, wytrwałości, a także wagi pieniądza. To też zrozumienie, że cena nie jest wyznacznikiem jakości. Ale do tego wrócę w jednym z najbliższych postów. Ja kiedyś, kiedyś lekką ręką chciałam wydawać pieniądze moich rodziców. Dzięki Bogu, nigdy mi na to nie pozwolili, bo na kasie nie śpimy, ale wtedy miałam żal, że nie chcą mi kupić bluzki, którą chcę albo jakiejś zabawki. Potem trochę dojrzałam i jak słyszałam "nie stać mnie na to", przerywałam prośby i nie próbowałam przekonywać, wiedząc, o co chodzi. Jednak gdy poszłam do pracy dopiero ZROZUMIAŁAM, o co chodziło. Teraz wiem, że kawa w Starbucksie to dwie godziny stania na akcji. Że bluzka to cały dzień promocji. Od tamtego czasu bardziej szanuję pieniądze, które mam i nie wydaję ich na takie pierdoły, jak kiedyś. Dwa razy przemyślam zakup i często odkładam coś na półkę, myśląc "to nie jest warte swojej ceny". Dwa razy się zastanawiam, czy chcę iść i wydać te 20zł na kawę i zwykle decyduję się na to tylko, gdy wiem, że spędzę z tą osobą dość sporo czasu i że będzie miło. Wejście, kupienie kawy i wyjście nie jest dla mnie, gdyż łączę ją z jakąś formą rozrywki i z przyjemnością. Szkoda mi kupować byle co - coś, do czego nie jestem przekonana. Odkąd kupuję pewne rzeczy ze swojej kieszeni chyba się nie zdarzyło, bym jakiegoś zakupu żałowała. Myślę, że dość umiejętnie zarządzam swoimi pieniędzmi, choć do perfekcji mi daleko - bo nie nauczyłam się jeszcze oszczędzać. Ale i to mi się w końcu uda.

Ludzie, którzy nigdy nie musieli się starać o pieniądze i ich jedyny z nimi kontakt polega na: w domu "Mamo, daj mi" i w sklepie "Biorę to", są ubodzy w te doświadczenia, które wyżej wypisałam. I nie będą szanować pracy w pełni, bo nie wiedzą, że jest to ciężkie, że wymaga wyrzeczeń (sobota w pracy? zapomnij o spotkaniu ze znajomymi, imprezie albo o leżeniu cały dzień w łóżku - ja wstawałam rano o 7 lub 8 w najlepszym wypadku, jechałam do pracy i wieczorem byłam tak wymęczona, że jak już wszystko zrobiłam i zaległam w łóżku, tak się nie mogłam podnieść do rana). Nigdy nie zrozumieją też "Nie mogę iść na kawę, bo nie mam pieniędzy" albo "Nie chcę jeść na mieście, bo szkoda mi kasy". Nowo kupione, drogie buty pękły? Trudno, kupię kolejne! Dla nich pieniądze są czymś oczywistym - chcę, to idę. Dla osób pracujących jest to długa analiza - czy chcę iść? czy muszę iść? czy warto iść? czy nie za dużo wydam? czy stać mnie na to? czy te pieniądze nie będą mi potrzebne? czy nie lepiej sobie kupić coś innego?. I choć to też jest nieco ograniczające, to wciąż jest to nauka. I ja, choć, do czego przyznaję się bez bicia, czasem narzekam, widząc wielu moich znajomych mających wszystko co chcą łatwą ręką, to jednak cieszę się, że ja mam jakąś pracę i sobie zarabiam. Wiem, że to tylko praca dorywcza, nie pełnowymiarowa, że o takiej prawdziwej mam bardzo nieduże pojęcie - ale to już jest początek. I ja wiem, że to jest dobre. Każdy chciałby być bogaty i mieć to, co się chce - ja też tego chcę. Ale wolę na to swoje bogactwo zapracować i wiedzieć, jak wiele wysiłku mnie kosztowało, niż żeby spadło mi z nieba bez najmniejszego problemu. Według mnie właśnie tacy ludzie bogaci zasługują na szacunek - bo sami do czegoś doszli, swoją ciężką pracą, wytrwałością, motywacją, optymizmem i mimo osiągnięcia swojego celu nie zapomnieli, że kiedyś nie było tak różowo. I tacy ludzie istnieją. Taką osobą jest na przykład mama mojego najlepszego przyjaciela, co sprawia, że ogromnie ją szanuję i podziwiam. Takich osób powinno być więcej. Osób szanujących ciężką pracę.



5 komentarzy :

  1. Genialny tekst!! Od początku do końca widać, że wiesz o czym piszesz, żadne słowo nie jest zbędne. Zdecydowanie najlepszy, spójny, mądry, fantastyczny !!!

    OdpowiedzUsuń
  2. dobry tekst ;)

    ja pracowałam już w podstawówce - zbierałam sezonowo porzeczki. osobiście zadanie pieniądze wydaje się lepiej - wiem, że tę nową bluzkę, spodnie etc zawdzięczam sobie i swojej pracy - i co najważniejsze - rozsądniej - zgadzam się z tym, że dopiero, gdy zaczniemy sami zarabiać widzimy, że nie ma sensu kupować kawy za 20 zł, czy tosta za 10, skoro możemy zaprosić znajomych do siebie.
    niestety, młodzi mieszkający w mniejszych miastach i wsiach mają ogromny problem z pracą - wszystkie stanowiska są obsadzone przed dorosłych... jedyną możliwością zarobku są prace sezonowe i dorywcze.
    szczerze powiem, że czas bezrobocia to najgorsze miesiące w moim życiu! czuje się bezsilna, zależna i niesamodzielna. dosłownie jak jakiś wrzód na tyłku rodziców :D

    nie wiedziałam, że zmieniłaś pracę, gratuluję!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :))

      Masz rację! Ja też częściej staram się spotykać w domu gdy mogę, albo wybieram tańsze alternatywy. W centrum jest sporo miejsc, w których można zjeść/napić się dobrze i tanio. Po prostu szkoda pieniędzy - za te 20zł można kupić tyle rzeczy o wiele bardziej przydatnych od kawy. :D

      Co do zbierania porzeczek, podziwiam. A pamiętasz, że nasz bff zbierał ogórki? Wciąż pamiętam jego ekscytację jak opisywał sortowanie ich :D

      Ja też mam takie uczucie, ale z racji wieku nie wyobrażam sobie jak ty się musisz czuć :D Ja jeszcze i tak jestem na ich całkowitym utrzymaniu. To chociaż dobre.

      Bo to świeża sprawa! I dziękuję. :) A do hostessowania planuję wrócić. Tylko umowę muszę odnowić :) Ale teraz nie miałam na to czasu, szkołaszkołaszkoła...

      Usuń
  3. owoce zbierałam w podstawówce i było naprawdę fajnie! :D
    hahahhaa, sortowanie ogórków, ogóreczków, oguróni, zapomniałam o tej miłości! <3

    jasne, szkoła jest teraz najważniejsza!

    OdpowiedzUsuń

Dziękujemy za wszystkie komentarze!

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...