niedziela, 24 listopada 2013

Ucieczki

Ucieczka jako sposób radzenia sobie z rzeczywistością. Jako lekarstwo na rzeczy nierozwiązywalne, trudne, bolesne. 

Ucieczka jest stosowana za często, albo za rzadko.

Uciekasz, gdy powinieneś zostać. Gdy ból wręcz cię rozrywa, rozdziera na pół. Często jest to ból spowodowany myślami i wnioskami, które nie mają odniesienia do rzeczywistości. Sam znajdujesz sobie problem. Bo ktoś coś powiedział, bo coś niewyjaśnionego zobaczyłeś. I ciężko ci z tym żyć, choć w sumie nie znasz dokładnie sytuacji. Nie rozumiesz jej. I zamiast sprawę wyjaśnić, zamiast porozmawiać, spróbować zrozumieć - uciekasz. Odcinasz się, przestajesz się odzywać. Znikasz. Czujesz upokorzenie, pretensję, zawód, smutek czy żal. I ucieczka wydaje się jedynym sposobem na ukojenie bolącego serca.

Zostajesz, choć naprawdę powinieneś odejść. Gdy czujesz wszystko to, co opisałam wyżej. Tylko często są to uczucia będące jak najbardziej uzasadnione. A jednocześnie... Tli się w tobie iskierka nadziei, że nie jest tak, jak myślisz. Oszukujesz sam siebie, łudzisz się, wymyślasz alternatywne historie, wyjaśnienia, wymówki. Coś, co pozwoli ci poukładać sobie wszystko w głowie. Wyjaśnić, co się dzieje i dlaczego tak boli. I zostajesz, bo potrzebujesz. I tylko marzysz o ucieczce. Powtarzasz sobie "ucieknę jutro, pojutrze, za dwa dni". Ale nie uciekasz. Bo przychodzi jutro, drugi dzień i trzeci dzień i uznajesz, że coś zawsze stoi ci na przeszkodzie. Uzależniamy ucieczkę od drugiej osoby więc jasnym jest, że nie uciekniesz nigdy. Bo kochasz, bo lubisz, bo potrzebujesz.

Jako typowy uciekinier wiem, że ucieczka tylko pozornie rozwiązuje problemy. Na początku jest dobrze. Znikasz z czyjegoś życia, bo sam tak chcesz. Czujesz przewagę, bo to ty podjąłeś decyzję. Czujesz się silniejszy i choć to boli wiesz, że przestanie. Czujesz też często wsparcie przyjaciół, którzy mówią ci - nareszcie wylazłeś z tego błota!

Potem są dwie drogi. Jeśli jesteś osobą, która raz podjętej decyzji się trzyma, nie masz problemu z dalszym życiem. Powiedziałeś - koniec, i koniec jest. Albo w ogóle o tym nie myślisz, bo jesteś obojętny. Zapominasz o sprawie i żyjesz dalej. Nie obchodzi cię druga osoba, jej przemyślenia, to, co chciałaby i czy chciałaby coś zrobić. Idziesz do przodu i nie patrzysz w tył.

Druga droga jest gorsza. Jeśli jesteś osobą, która się przywiązuje. Która lubi jasne sytuacje i/lub nie znosi ciszy. Przez jakiś czas jesteś spokojny i "szczęśliwy", ale to przemija. Przychodzi tęsknota, nadzieja, pytanie "dlaczego druga osoba o mnie nie walczy?". Przychodzą wyrzuty sumienia, wyrzucanie sobie błędów, szukanie dziury w całym. Tłumaczenie sobie całej sytuacji. Potrzeba wyjaśnienia, powrotu do tego, co było mimo że wiesz, że to nie jest dobre.

I wracasz. I znowu chcesz potem uciec, bo już nie jest tak pięknie, jak kiedyś było. Ale zostajesz. I zostajesz masochistą.

Odpowiedz sobie szczerze, poważnie sam na pytanie - po co to sobie robisz? Po co uciekasz, skoro i tak wiesz, że wrócisz? A jeśli wiesz, że cię to niszczy - czemu nie uciekniesz albo po co wciąż wracasz? Po co się rujnujesz i marnujesz zdrowie i czas?





Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Dziękujemy za wszystkie komentarze!

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...