sobota, 18 maja 2013

Bierzmy się za siebie!

Zgodnie z wczorajszą propozycją, dzisiaj małe podsumowanie mojego nowego stylu życia. Minął nieco ponad miesiąc także sądzę, że jest to dobry moment na to, by zobaczyć, co mi dał ruch i dbanie o swoją sylwetkę.


Małe wprowadzenie - byłam tak mało sportowym typem, jak się tylko dało. Z dwóch powodów - nie lubiłam (piłka nożna, siatkówka), albo nie miałam czasu (basen, bieganie, rower), albo zniechęcał mnie ból kolan (koszykówka). Generalnie były to wykręty, ale ja nie zdawałam sobie z tego sprawy. Parę razy podejmowałam próby "usportowienia się" - z miernym skutkiem. Zapał mijał mi po maksymalnie tygodniu. Czasem sobie pobiegałam - w okresie od stycznia do kwietnia byłam na bieganiu AŻ :D 2 lub 3 razy.  


Z drugiej strony zaś wiecznie cierpiałam na kobiece "jestem gruba". I oczywiście schudnąć chciałam z dnia na dzień. 

W kwietniu za sprawą przyjaciółek zmotywowałam się do roboty. :)

Co z bieganiem?

Biegam po asfalcie, w godzinach 20-22, gdy się robi chłodniej a na ulicach jest mniej ludzi - za to dużo biegaczy! Są bardzo fajni - uśmiechamy się do siebie, machamy sobie i witamy się. Ludzie wokół też dobrze reagują - wczoraj na przykład przebiegałam (z butelką wody w dłoni) koło jakiegoś mężczyzny z piwem, który zażartował, że może napiję się z nim piwa zamiast wody. To ogromna motywacja i przyjemność! Uważam, że najważniejsze w bieganiu  jest przede wszystkim tempo (dzięki niemu z 1km przeskoczyłam na 4km!). Oraz... dobre buty. To przez złe obuwie zaczęło boleć mnie kolano. Można też odczuwać ból pleców. Buty trzeba odpowiednio dobrać, jest bardzo dużo wątków w internecie na ten temat. Moją ulubioną pogodą zaś jest taka po deszczu - cały dzień padało, wieczorem jest wilgotno, ale nie mokro. Chłodno, ale nie zimno. :)
Ale pamiętajcie - bez odczuwania radości z biegania, ani fajni ludzie, ani buty, ani dobra pogoda nie pomoże. :)

Przebiegnięte kilometry - 25-30km

A fitness?

Chodziłam na trening obwodowy, czyli wycisk na całe ciało - układy na stepach oraz ćwiczenia na maszynach. Uważam, że warto na takie zajęcia chodzić. Kobiety były w różnym wieku, wszystkie jednak starsze ode mnie. Głównie przedział wiekowy to 25-40 lat, choć zdarzają się młodsi (jak ja) i starsi (jak parę pań, będących na pewno już po 60). Motywujemy się nawzajem i "jednoczymy w bólu". :) Ćwiczenia do skocznej, imprezowej muzyki są naprawdę świetne! Szczególnie, gdy nad głową stoi trener-kat i drze się - MOCNIEJ, MOCNIEJ, CZEMU SIĘ OBIJASZ! :D

Czas spędzony na fitnessie - 8h

Jakie zauważyłam zmiany w swoim ciele? 


Dół - to tu są największe różnice. Uda są jędrne. Jeszcze to nie jest to, co chcę osiągnąć, ale widzę ogromną, naprawdę ogromną różnicę. Są zwarte i widać, że jednak jakieś mięśnie tam są. :) Widzę także, że zeszczuplały oraz "uniosły się". To samo tyczy się pośladków. :) Najbardziej dumna jestem jednak z łydek - są umięśnione i szczupłe, wyglądają naprawdę niesamowicie i jestem w nich totalnie zakochana. :) Jest jednak coś, co nie jest dobre - mianowicie okazało się, że moje kolana wciąż są w słabej kondycji (borykam się z problemami z nimi) i potrzebują raz - wzmocnienia a dwa - dobrych butów. Także ostatni miesiąc był miesiącem bolących kolan.


Jeśli chodzi o brzuch i talię - różnica także jest widoczna. Najbardziej zeszczuplała mi talia - porównując mierzenie z 26 stycznia i z 18 maja (dziś) jest to -6cm! Co do brzucha, jest on zdecydowanie bardziej płaski, choć to wciąż nie to, na co czekam. Jednak wysmuklał i (jak w przypadku ud) - jest on bardziej zwarty. 

Plecy i ramiona - jeśli chodzi o ramiona, są smuklejsze i silniejsze, ale nie zauważyłam żadnej ogromnej zmiany w ich wyglądzie. Tylko trochę :) Jest to jednak spowodowane tym, że intensywniej ćwiczyłam dół niż górę. Najwięcej mi dawały na nie ćwiczenia z ciężarkami - była to jednak masakra! Co do pleców - żadnych mięśni oczywiście nie widać, jednak trzeba wspomnieć o tym, że zdecydowanie rzadziej mnie bolą, są silniejsze oraz  dużo łatwiej zachować mi prosty kręgosłup. Rzadziej się garbię.

Co uważam za największy mój sukces?

Po pierwsze - przecudowne łydki. :) Jestem z nich naprawdę bardzo dumna! Kolejną rzeczą jest wypracowane tempo biegania. Następnie - motywacja i zapał. Teraz pracuję nad ilością wypijanej wody - z tego też jestem dumna! Ogólnie postrzegam siebie coraz lepiej. :) Ale najbardziej jestem dumna z tego, że wreszcie zaczęłam to lubić i wyczekiwać zajęć lub wyjścia na bieganie. :)

A co z dietą?

Nie oszukujmy się, że będziemy jeść to co wcześniej, dołożymy trochę ćwiczeń i schudniemy nie wiadomo ile. Warto też pamiętać, że podczas ćwiczeń tworzą się mięśnie, a spala tkanka tłuszczowa. Mięśnie są cięższe od tkanki tłuszczowej, więc waga może się nie zmienić a nawet wzrosnąć. Dlatego warto na siebie patrzeć i mierzyć. Moja waga nie ruszyła z miejsca, jednak po wymiarach i ogólnie swoim ciele widzę różnicę. 

Ja zaczęłam od trzydniowej "diety" jabłkowej. Przez trzy dni od rana do nocy jadłam jabłka - surowe, gotowane, duszone. W ramach rozpusty piłam kawę, herbatę i raz kakao, bo mój organizm pierwszego dnia mocno odczuł spadek cukru - byłam ospała i momentalnie złapała mnie migrena. Najgorszy jednak był GŁÓD! Który zamordowało ciepłe mleko. Dwa pozostałe dni były spoko. :) Co mi to dało? Uregulowanie swoich posiłków i ich ilości.

Zaczęłam ograniczać wielkość posiłków. Zauważyłam, że tak samo najadam się całym talerzem obiadu, jak i jego połówką. Ważne też było ograniczenie ilości słodyczy - nie rezygnację, bo tego nie zrobię :) Ale ograniczenie. Jedno ciastko zamiast siedmiu. I wolniejsze jedzenie - można się bardziej nasycić i nasmakować. :) Odstawiłam też napoje gazowane, chipsy i tego typu rzeczy - od święta po coś takiego sięgnę. Teraz też jestem na etapie wprowadzania dużej ilości wody do diety - na razie wyrabiam 2l dziennie, co naprawdę jest wyczynem. :) Najbardziej lubię Dobrowiankę i Nałęczowiankę. Warto też zacząć liczyć sobie kalorie, albo chociaż się w nich orientować - to naprawdę pomaga kontrolować ilość jedzenia! 

Wnioski i postanowienia


Pomimo ciężkich początków, zarówno ćwiczenia jak i dietę można polubić i się dobrze bawić przy planowaniu posiłków i przy wyciskaniu siódmych potów na kolejnych powtórkach. :) Te dwie rzeczy dają dużo radości, satysfakcji, dumy i pewności siebie (!). Poza tym, mamy kolejny temat do rozmów. :) No i dążymy do celu - pięknej i wysportowanej sylwetki! Poza tym, sprawia mi ogromną radość, jak ludzie zagadują - "słyszałam, że biegasz?", "widziałem cię wczoraj", "jak bieganie?", "zeszczuplałaś!". Budzi to w nich podziw i zainteresowanie. Przez to i ja czuję się pewniejsza siebie i coraz bardziej dumna ze swoich małych sukcesów. :) Mam też całą masę energii, pozytywnej energii! Gdy wracam z biegania 22:30, idę się myć i normalnie bym pomyślała "późno, nic nie robię, zmęczona jestem, idę spać". A taki bieg tak mnie rozbudza, że potrafię do 2 w nocy siedzieć i WRESZCIE zacząć się efektywnie uczyć, sprzątać itd! W ciągu tych powiedzmy trzech godzin robię wszystko na zwiększonych obrotach. :D Jestem po prostu szczęśliwsza. :)


Planuję zapisać się po raz kolejny na fitness. Chcę utrzymać częstotliwość biegania (przynajmniej - najlepiej ją zwiększyć) - 3-5 razy w tygodniu. Chciałabym też zwiększyć dystans, z czasem. :) Na czerwiec mam zaplanowaną inwestycję w buty do biegania. Czy coś jeszcze? Chyba nie. Chciałabym po prostu nie stracić motywacji i radości z tego wszystkiego. :) A za jakiś czas zobaczyć efekty, o jakie walczę - nie na wadze, a na centymetrze - przede wszystkim uda i brzuch.




Jeśli jesteście takimi ludźmi, jak ja parę miesięcy temu - chcącymi schudnąć a niemającymi motywacji i z wykrętami, albo może chcącymi poprawić swoją kondycję i leniwymi jednocześnie - nie traćcie czasu i idźcie wieczorem biegać. :) Albo zorganizujcie sobie zajęcia sportowe, zacznijcie dbać o dietę. Pierwsze efekty już po tygodniu. :) WARTO!


Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Dziękujemy za wszystkie komentarze!

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...