Gdy to pisałam, była trzecia w nocy. I po raz pierwszy od bardzo dawna leżałam w łóżku, słuchałam muzyki i przewracałam się z boku na bok. I chociaż byłam bardzo zmęczona, zasnąć za nic nie mogłam. A po chwili zmęczenie mi przeszło. I przyszła wena.
Ostatnio męczą mnie pewne dylematy. Nazwijmy je moralno-personalnymi. Podstawą tych dylematów jest to, że ostatnio zaobserwowałam u siebie coś, na co nigdy wcześniej nie zwróciłam uwagi. I zajmuje to moje myśli na tyle, że nie potrafię się od tego oderwać. Jak widać, nawet taka godzina mojego mózgu nie przekonuje do tego, że wypadałoby iść spać zamiast myśleć.
Do rzeczy. Zawsze uważałam się za osobę dobrą. O dobrym sercu, dobrze wychowaną, dobrze radzącą sobie w życiu. Podejmowałam dobre decyzje, wyciągałam dobre wnioski. Spotykały mnie rzeczy mniej dobre, ale wciąż – podsumowując, zawsze mimo wszystko wszystko było bardziej „dobre” niż „złe”.
Zauważyłam jednak u siebie coś, co mnie strasznie zdziwiło i trochę zachwiało tym poglądem. Zaczęłam wtedy nad sobą myśleć.
Doszłam do wniosku, że mam dwie twarze.
Pierwsza z nich to właśnie ta dobra. To ta Magda, która tutaj pisze – która wylewa swoje mniejsze lub większe żale, przemyślenia i która próbuje jakoś podziałać na tłum. Dojrzała, rozsądna i odpowiedzialna. Magda, która doradza, wspiera, troszczy się i zamartwia. Również ta, która teraz nie może spać. I ta romantyczka, która wytrwale szuka miłości i która w nią bezgranicznie wierzy mimo nawet ostatnich perypetii. Którą zajmują plany na przyszłość, dorastanie i wszystkie sensowne i poważne rzeczy.
Druga z nich to taka typowo powierzchowna. W naszych pruszkowskich kręgach - "prostacka". Magda śmiejąca się z rasistowskich żartów. Ta Magda, która ciśnie i bywa nieprzyjemna. Która wpada w furię i się wścieka. Która jest po części egoistyczna, raczej samotna i domatorska. I która generalnie się nie przejmuje i ot tak sobie żyje. Która lubi sobie poszaleć. I do tego po prostu marzy o świętym spokoju. Której wyrwie się przekleństwo, która marnuje czas przed laptopem i która pije ze znajomymi piwo w parku o północy.
Zauważyłam, że te dwie twarze płynnie się zmieniają. Potrafię komuś pocisnąć dla żartu, a za chwilę dyskutować o książkach. Zmienia mi się wtedy także głos, wyraz twarzy. Jakbym była zupełnie inną osobą.
Zastanawiałam się, czy wszyscy tak mają i, szczerze mówiąc, nie mam pojęcia. Nie zaobserwowałam u nikogo tego w aż takim stopniu. Może się nie przyglądałam, a może niemożliwe jest zaobserwowanie tego przez osoby postronne. Zastanawiałam się więc także – czy inni to zauważyli u mnie?
A potem dalej zadawałam pytania. Czy jest to zaliczane do dwulicowości? Czy ja jestem hipokrytką? Czy tak naprawdę kłamię? I co najważniejsze – kim w końcu jestem? Która twarz to ta moja, prawdziwa?
Po tym, jak zdiagnozowałam z pomocą Googli zaburzenia dysocjacyjne tożsamości i borderline, ogarnęłam się i kontynuowałam myślenie w bardziej racjonalny i mniej histeryczny sposób.
Doszłam do wniosku, że nikt nie jest czarny lub biały. I gdy to napisałam za pierwszym razem, zarechotałam. A potem pomyślałam – właśnie o to mi chodziło. Świata nie można klasyfikować jednoznacznie. Jest zbyt skomplikowany, by można było rzucać takimi określeniami na prawo i lewo. I choć zawsze to powtarzam łudzę się, że znajdę coś, co jest jednoznacznie dobre lub złe. Ale póki co – nie ma nic takiego.
Dręczy mnie jednak pytanie, kim ja jestem. Czy jestem dobrym człowiekiem, czy złym. Bo co z tego, że chodzę wiecznie uśmiechnięta albo jestem na każde zawołanie swoich przyjaciół, skoro za chwilę trzaskam drzwiami z wściekłości albo śmieję się z kimś z osoby, której nie znoszę.
Miłość kontra nienawiść – i jak tu oceniać? Czy można te rzeczy pogrupować na ważne i ważniejsze i na tej podstawie wyprowadzić jakąś średnią i jakiś wniosek? A może sedno tkwi po prostu w ilości? Albo zło determinuje bycie złym bez względu na ilość dobra? A może nikt z nas nie jest ani dobry, ani zły? Lub to kwestia niedojrzałości? Albo przypadłość naszych czasów?
Życie jest przewrotne. Jednego dnia się z czegoś śmiejesz albo ignorujesz, a następnego dnia śmiech innych cię obraża. Miałam tak parę razy w życiu. Przez pewne sytuacje zaczęłam się zastanawiać nad tym czy to, co mnie bawi, faktycznie powinno to robić. Zwykły przykład – żart o Żydzie.
„Opowiedziałabym wam żart o Żydzie, ale boję się, że go spalę.”
Z jednej strony – bawią mnie takie dowcipy do łez. Poziom nienajwyższy, ale nic na to nie poradzę. To ta moja „druga połówka” :)
Z drugiej strony – powtarzam sobie żart jeszcze raz i myślę „Boże, to okrutne”. Przecież każdy zna rzeczywistość Holocaustu, tak? I choć wiem, że okropne, następnym razem znowu zapłaczę ze śmiechu.
Wiem jednak, że będąc w obecności Żyda zrobiłoby mi się koszmarnie głupio. Tak samo miałam z żartami o samobójcach. Śmiałam się, ale odkąd mimowolnie zbliżono mnie do tej tematyki, mam ogromny uraz i nie żartuję na ten temat. I hamuję ewentualny śmiech.
Więc co teraz? O co chodzi?
Myślę, że żarty są dopuszczalne pod warunkiem, że pamiętamy, jaki jest fundament tych żartów – dobry, czy zły. Oczywiście, każdy ma inne granice - to się sprawdza w moim wypadku. Wiem też, że choć kogoś hejtuję, gdyby przyszedł do mnie po pomoc czy radę – pomogłabym. Bo zrobiłam to nie raz, nie dwa. Chociaż się złoszczę i krzyczę – wybaczam już kilka chwil później. I zwykle przepraszam, a przynajmniej nie żywię urazy. Moje sumienie działa 24/7. Chociaż mówię, że się nie przejmuję – robię to, zawsze, w mniejszym lub większym stopniu. Nigdy nie mam wątpliwości, czy ta dobra Magda jest okej – natomiast ta mroczna strona mojej osobowości mnie martwi, przeraża i mi często nie pasuje. Może to oznacza, że więcej we mnie dobra, niż zła?
Z drugiej strony – skąd bierze się we mnie to zło? Skoro uznałam, że więcej we mnie dobra, niż zła, to znaczy, że to złem się maskuję. Przed czym? Przed ludźmi, którzy ranią lub którzy są po prostu głupi? Przed rzeczami, których nie chcę słyszeć? Które mnie męczą, irytują, których nie chcę mieć w swoim życiu? Zło jest rozrywką, zło jest łatwe. Czy to nie swego rodzaju odskocznia, bo „dobra Magda” zwykle ma jakiś problem? Czy złem nie sprawiam, że mogę ten „święty spokój” osiągnąć?
Czy to, że mam dwie twarze oznacza, że jestem dwulicowa?
Wydaje mi się, że to, że płynnie między nimi przechodzę, a wersje, które przedstawiam (dotyczące różnych spraw) bez względu na twarz są takie same, świadczy o tym, że nie. Poza tym, nigdy nikogo nie udaję. Zawsze jestem taka sama i nie manipuluję swoimi twarzami. Sądzę też, że dwulicowość polega na tym, że nosi się jedną twarz na raz – nie obie. Może więc jest tak, że dwulicowość to dwie maski, a osobowość taka jak moja – jedna maska o dwóch różnych połówkach?
Sądzę, że zło może brać się z tego, że mamy pewne potrzeby, których nie mamy możliwości zaspokoić w dobry sposób. Z różnych powodów. Zarówno poważnych, jaki błahych. Przewagę zło osiąga wtedy, gdy w swoim zachowaniu go nie widzimy.
Każdy z nas (a przynajmniej większość) ma taką złożoną osobowość. U mnie jest bardzo wiele cech skrajnych i zachowań pozornie nielogicznych – gdy się jednak zna podłoże, wszystko nabiera sensu. Doszłam do spokojnego wniosku, że każdy ma takich wad i zalet więcej lub mniej i w różnym stopniu je ludziom pokazuje. Niektóre ujawnia tylko w domu, inne tylko przy przyjaciołach, część tylko przy obcych. Zdaje mi się, że wpadłam w panikę, bo jako jedyna mam pełen obraz sytuacji. Dla ludzi wokół mnie więc jest to niezauważalne. I że tak naprawdę jest to całkowicie normalne i przeciętne.
Cieszę się jednak, że napisałam ten tekst bo raz – uspokoiłam się, dwa – wymęczyłam swoje oczy i zaraz usnę jak dziecko, a trzy – może skłonię was do przemyśleń, kim właściwie jesteście. Czy nosicie jedną maskę mając drugą w kieszeni, czy może jesteście zawsze tą samą osobą, ukazującą po prostu różne cechy swojego charakteru. Czy jesteście bardziej dobrzy, czy bardziej źli. Ze złymi cechami warto walczyć. Nie ze wszystkimi trzeba, ale niektóre wymagają zredukowania czy wyeliminowania. Życie polega zaś na tym, by cały czas się doskonalić, iść do przodu – tego więc wam życzę.
Jest 3:49. Odpowiednia pora na sen. Wybaczcie chaos i tę formę luźnych przemyśleń i pytań-odpowiedzi. Wydaje mi się jednak, że to dobrze porządkuje sprawę. Mam nadzieję, że ten tekst będzie dla was pożyteczny. Trzymajcie się ciepło.